Archiwum kategorii: Sprawozdania

Letnie kolonie w Nietążkowie 2023

24-30 czerwca 2023 r. szczęśliwi uczniowie PHSS im. R. Traugutta w Brześciu przyjechali do Nietążkowa. Program pobytu 20 dzieci z Brześcia w Wielkopolsce opracowany przez Motocyklowe Stowarzyszenie Pomocy Polakom za Granicą Wschód-Zachód im. Rotmistrza Witolda Pileckiego z Grodziska Wielkopolskiego na czele z Rafałem Lusiną składał się z wycieczek poznawczych, odpoczynku w Termach Maltańskich w Poznaniu, spotkania w Przystanku Historia IPN w Poznaniu oraz innych atrakcji.

      W niedzielę 25 czerwca młodzież z Polskiej Szkoły w Brześciu brała udział w grze harcerskiej poświęconej pamięci Ryszarda Snarskiego – patrona drużyny. Zastęp „Szara Lilijka” zdobył najwięcej punktów, został odznaczony jako najlepszy. Polscy harcerze z Brześcia przyszykowali koncert pieśni i wierszy patriotycznych, z którym wystąpili w kościele pw. Wniebowzięcia NMP w Nietążkowie. Koncert został odebrany z wielkimi brawami. Wieczorem po Mszy Świętej odbyła się wspólna kolacja z motocyklistami.

     Poniedziałek młodzież spędziła w Termach Maltańskich w Poznaniu. Opalone i szczęśliwe dzieci wróciły do internatu Zespołu Szkół Ponadpodstawowych im. Jana Kasprowicza w Nietążkowie tylko przed kolacją.

     Pierwsza wycieczka została zorganizowana 27 czerwca. Prowadziła ją nauczycielka historii, pani Danuta Boczek, która jest znawcą zabytków oraz ciekawostek Wielkopolski i od roku 2017 podczas każdej wizyty dzieci z Brześcia przybliża historię i obyczaje miejscowych Polaków. Pierwszym obiektem do zwiedzania stał się dwór w Koszutach, wsi w powiecie średzkim, znanej od XIII w. Powstał on w XVIII w. Ekspozycja dworu pokazuje życie codzienne w siedzibie ziemiańskiej w Wielkopolsce z przełomu XIX/XX w. Młodzież odbyła warsztaty z etykiety, dwie uczennice z Brześcia –  Wiktoria i Olga –  zagrały na fortepianie.

      Następnie delegacja zwiedziła Muzeum Pałacu w Rogalinie. Został on wybudowany w latach 1770-1776. Jego fundatorem był Kazimierz Raczyński, pisarz wielki koronny, starosta generalny wielkopolski, marszałek nadworny koronny na dworze Stanisława Augusta Poniatowskiego.

      28 czerwca dzieci  zostały zaproszone do Przystanku Historia IPN w Poznaniu. Pracownicy IPN przedstawili dwa tematy: Czerwiec 1956 w Poznaniu oraz rola polskich kryptologów w złamaniu szyfru enigmy. Po południu tego dnia dzieci brały udział w warsztatach robienia rogala Św. Marcina.

     Harcerze z Brześcia odwiedzili Muzeum Narodowe Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie. W Muzeum młodzież odbyła warsztaty robienia pająka ze słomy, zapoznała się z ekspozycją muzealną, jeździła bryką po terenie muzeum. Wszyscy otrzymali upominki od organizatorów.

    Firma MO z Poznania zaprosiła polskie dzieci z Brześcia na spotkanie, podczas którego pokazano im swoje produkty, wystawę znanego fotografika Marcina Górzyńskiego. Gospodarze poczęstowali młodzież smaczną pizzą.

    Na zakończenie kolonii młodzież została zaproszona na największe widowisko historyczne w Polsce pt. Orzeł i Krzyż, które odbyło się 30 czerwca w Parku Dzieje w Murowanej Goślinie. Dzięki organizatorom oraz wykonawcom widzowie mogli przenieść się do dawnych czasów i zanurzyć się w teatralnej atmosferze odtworzenia dziejów historii Polski.

    Wieczorem harcerze II BDH im. R. Snarskiego zakończyli spotkanie harcerskie w Nietążkowie śpiewaniem piosenek harcerskich pod chmurką. Dziękuję druhowi Danielowi Gołubiewowi za przeprowadzenie pożegnalnej zbiórki.

     Składamy serdeczne podziękowanie Motocyklowemu Stowarzyszeniu Pomocy Polakom za Granicą Wschód-Zachód im. Rotmistrza Witolda Pileckiego, a także dyrektorce Zespołu Szkół Ponadpodstawowych im. Jana Kasprowicza w Nietążkowie, Monice Oleszak za ciepło serc, możliwość przyjazdu dzieci z rodzicami na ziemię poznańską, za gościnność, za Wasze Wielkie Polskie Serca.

Anna PANISZEWA

Śladami niezwykłego kapłana – rajd im. abp antoniego baraniaka 2022

Jolanta Hajdasz

Kościoły z historią, miejsca, do których nie zaglądają wycieczki, a przede wszystkim wspaniali oddani swojej pracy ludzie – to spotkaliśmy na trasie IV Rajdu im Abpa Antoniego Baraniaka 22-25 września 2022 r. Poznań, Oświęcim i Kraków, ale także małe Sebastianowo, Marszałki i Krzeczów – wszędzie, gdzie był przystanek, mogliśmy na chwile się zatrzymać i pomyśleć, a ten kto chciał mógł się zawsze pomodlić. Wszędzie otarliśmy się o żywą historię naszego kościoła i kraju.

Spróbuję to opisać . Muszę tylko zrobić zastrzeżenie, że nie opiszę najważniejszego przeżycia tego Rajdu – tego, co czuje człowiek, który jedzie w te wszystkie miejsca na swoim motorze. Na pewno czuje wiatr na twarzy, czasem pewnie trochę zimno, ale na tym stalowym rumaku ma pełne prawo odczuwać słuszną dumę z siebie, bo tak bardzo wyróżnia się z tłumu … i pewnie ma wspaniałe poczucie wolności i niezależności od wszystkiego wokół … My, samochodziarze jechaliśmy za Wami autami i bardzo jesteśmy wdzięczni ze mogliśmy do Rajdu dołączyć choć w ten sposób. Ale malutkie uczucie zazdrości w sercach zawsze jest.

Poznań

Już czwarty raz organizujemy Rajd im. Abpa Antoniego Baraniaka. Za każdym razem, gdy myślę o Tym Człowieku czuję, że zasługuje na uznanie Go świętym – napisał wiosną tego roku do swoich przyjaciół – motocyklistów Rafał Lusina, przedsiębiorca z Grodziska Wielkopolskiego, ale także pomysłodawca i założyciel, a od 12 lat prezes Motocyklowego Stowarzyszenia Pomocy Polakom za Granicą
WSCHÓD-ZACHÓD im. rotm. Witolda Pileckiego. To on w 2017 roku wymyślił motocyklowe rajdy im. Abpa Antoniego Baraniaka na zakończenie sezonu motocyklowego. Wtedy przypomniał sobie o biskupie, który udzielał mu bierzmowania, a który pochodził przecież jak on , z Wielkopolski. I który, choć był człowiekiem niewysokim i bardzo szczupłym, okazał się mocarzem, bo wytrzymał 27 miesięcy tortur i udręki w stalinowskim więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie w latach 1953 -1955. I komandor motocyklowych Rajdów Rafał Lusina, który na motorze z kolegami i kilkoma koleżankami, a nawet osobistą żoną Barbarą przemierzył tysiące kilometrów nie tylko po Europie, ale także po Białorusi, Ukrainie, czy Gruzji, czy Rosji, ten pasjonat dwóch kołek postanowił że na koniec sezonu będą jeździć po Polsce i to jednym tropem – śladami bohaterskiego biskupa.

W tym odbył się więc czwarty już tak bardzo niecodzienny Rajd. Rozpoczał się jak zawsze Mszą św. w najstarszym kościele w Polsce – kościele Najświętszej Maryi Panny na Ostrowie Tumskim w Poznaniu. Potem cała blisko 30 osobowa grupa schodzi do podziemi Katedry Poznańskiej, bo tam za zamkniętą na co dzień kratą w krypcie arcybiskupów poznańskich jest pochowany abp Antoni Baraniak. Jest modlitwa i sztandar stowarzyszenia i ta wiara, że tu obok pochowany jest święty człowiek, bo tak wielu motocyklistów chce dotknąć jego trumny, jakby ten gest miał coś zmienić , poprawić , pomóc w ich życiu.

Mchy i Marszałki

Ale zaraz potem jazda do małych Mchów, gdzie jest jedyna szkoła imienia abpa Antoniego Baraniaka w Polsce. On urodził się i mieszkał 4 kilometry stąd, w Sebastianowie, ale właśnie w Mchach chodził do szkoły i do kościoła.

Motocykliści w tej szkole czują się jak w bliskich i zaprzyjaźnionych stronach, dyrektor szkoły Barbara Kapturek przygotowuje im zawsze pierwszy przystanek na Rajdzie – razem z nią na motocyklistów czekają dzieci, bo widok wielkich motorów i oczywiście możliwość przejażdżki na nich to frajda dla każdego. Po Mchach kolejny przystanek to Marszałki koło Grabowa nad Prosną , gdzie Antoni Baraniak był internowany. Tu czeka na nas ksiądz Dariusz Szyszka, który mówi o sobie salezjanin – pustelnik i który zorganizował pustelnię salezjańską w tym domu, gdzie tuż przed sylwestrem 1955 r przywieziono odkrytym samochodem z więzienia w Warszawie umierającego abpa Baraniaka . Był grudzień, a ubecy wieźli go odkrytą ciężarówką, w cienkim płaszczu, zapewne tym w którym go aresztowali we wrześniu 1953 roku. Prawie zamarzniętego wnieśli do kuchni i rzucili na ławę ze słowami „Przywieźliśmy wam Dziadka Mroza…” Proboszczowi powiedzieli wtedy, że jeśli ktokolwiek się dowie , ze abp Baraniak przebywa w tym domu, to go wywiozą tam , gdzie nikt go nigdy nie znajdzie. Z obawy o życie arcybiskupa trzeba było milczeć i podporządkować się ubeckim zasadom. Antoni Baraniak przebywał tam 4 miesiące, mimo braku opieki lekarskiej i absolutnej izolacji od innych nie umarł, ale przetrwał i po kilku miesiącach po zwolnieniu Prymasa Wyszyńskiego z internowania i po powrocie do obowiązków dyrektora sekretariatu Prymasa Polski został arcybiskupem Poznańskim. Opowiadam te historię w tej samej kuchni, do której przywieziono arcybiskupa, tu pijemy kawę i jemy pyszne ciasto przygotowane przez Marię, też motocyklistkę i członka stowarzyszenia. Na rajd tym razem nie mogła dojechać, ale dzięki temu że mieszka w pobliżu przyjechała z kruchym ciastem ze śliwkami własnej produkcji.

Oświęcim

I tak jest na całej trasie tego Rajdu – wszędzie ktoś na nas czeka i ma coś ważnego do przekazania. Po terenie obozu zagłady w Auschwitz oprowadza nas wyjątkowa osoba dr Adam Cyra, historyk od wielu lat związany z Muzeum Auschwitz i znawca historii rotmistrza Pileckiego. Zwiedzamy też Zespół Szkół Salezjańskich w Oświęcimiu, pierwszej na ziemiach polskich szkoły tego typu , do której rodzice z Wielkopolski zapisali swojego syna Antoniego, gdy miał 13 lat. Szkoła dopiero zaczynała się rozwijać, co więc zadecydowało o tym, że w 1917 roku, gdy jeszcze była granica miedzy zaborem pruskim i austrowęgierskim i gdy trwała I wojna światowa, państwo Baraniakowie wyrobili jednemu ze swoich dwunastu dzieci paszport i pozwolili pojechać w tak odległe od Sebastianowa miejsce. Szkoła jest wspaniała, ma wielu uczniów i prężne liceum i równie prężną szkołę zawodową z unikalnym w naszych czasach programem szkolenia stolarzy, mechaników, budowlańców, czy ślusarzy. Szkoła stoi obok obok pięknego i zabytkowego kościoła pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych, kościoł który cudownie ocalał w czasie największego nalotu bombowców alianckich na Oświęcim 13 września 1944 r. Podobnie namacalnym dowodem opieki patronki jest fakt przetrwania salezjańskiej szkoły zawodowej – jedynej od „Władywostoku po Łabę” w czasach komunizmu tego typu placówki prowadzonej przez księży.

Kraków
Na koniec Rajdu – wielka niespodzianka modlitwa i specjalny list – pozdrowienie dla uczestników Rajdu od abpa Marka Jędraszewskiego, metropolity krakowskiego, który jako pierwszy swoim monumentalnym dziełem „Teczki na Baraniaka” przypomniał bohaterskiego i pokornego arcybiskupa Baraniaka. List odczytał uczestnikom Rajdu ks. Tomasz Stec, kapelan motocyklistów w archidiecezji krakowskiej. Na pamiątkę każdy uczestnik rajdu otrzymał wyjątkowy prezent – różaniec od abpa Marka Jędraszewskiego. A ostatnią Mszę św. tego Rajdu ks. Tomasz odprawił dla nas w kolejnym niezwykłym miejscu – w klasztorze Sióstr Karmelitanek w Krakowie, gdzie abp. Baraniak przyjął święcenia kapłańskie. Piękny śpiew sióstr klauzurowych przenosi nas w inny wymiar, nie da się ukyć , że nie ma jak go opisać słowami . Niezwykła podróż, niezwykły człowiek. Za rok pojedziemy znów jego śladami. A może ktoś zechce się do nas dołączyć ? Zapraszam już dziś, najlepszy kontakt przez redakcję Kuriera Wnet.

RAJDU im. Gen Władysława Andersa – Włochy Sycylia 2022 (15 maja – 4 czerwca)

SPRAWOZDANIE Z RAJDU

Rajd Im. Gen. Władysława Andersa do Włoch i Sycylii już za nami. Przejechaliśmy, w zależności kto w jakim miejscu Polski mieszka, od 6500 do 7500 km. Zrealizowaliśmy cały założony program.

Byliśmy na wszystkich czterech polskich cmentarzach wojennych żołnierzy ll Korpusu (BOLONIA, CASAMASSIMA, LORETTO, MONTE CASSINO) oraz uczestniczyliśmy w rocznicowych uroczystościach zwycięskiej bitwy pod Monte Cassino z udziałem córki gen. Władysława Andersa, pani Anny Marii Anders, która aktualnie piastuje stanowisko Polskiego Ambasadora we Włoszech.

Czuliśmy się wyjątkowo patrząc na nasz Sztandar Stowarzyszenia z wizerunkiem Rotmistrza Witolda Pileckiego w sąsiedztwie Sztandaru Wojska Polskiego i słuchając pieśni „Czerwone Maki na Monte Cassino” w wykonaniu Orkiestry Wojskowej z Bydgoszczy.

Oprócz miejsc związanych z gen. Andersem i bohaterskimi żołnierzami ll Korpusu, odwiedzaliśmy po drodze ważne miejsca związane z naszą wiarą katolicką, jak Watykan, Orvieto, San Giovanni Rotondo, Manopello czy Loretto. Mieliśmy ze sobą kapelana na motocyklu, księdza Krzysztofa, który w tych wszystkich ważnych miejscach odprawił Msze Święte.

Oprócz tych chwil „dla ducha” mieliśmy również sporo chwil „dla ciała”.

Jesteśmy pod wrażeniem Sycylii, zarówno w wymiarze urokliwych miejsc, jak również zasad tam panujących.

Pierwsze informacje naszego przewodnika w Palermo były o tym, żebyśmy wiedzieli, że kierujący pojazdami nie znają przepisów ruchu drogowego i podstawową zasadą jest patrzenie w oczy kierowcom, z którymi nasze tory jazdy się przecinają. Można w ten sposób dość łatwo odczytać intencje innych kierowców. Sycylijczycy znaki drogowe traktują tylko jako sugestię, a nie coś obowiązkowego. Natomiast piesi nie mają żadnych praw na drodze, aby nie spowalniali ruchu pojazdów.

Mógłby ktoś pomyśleć, że przy takich zasadach jest bardzo dużo wypadków. Na szczęście jest odwrotnie. Poważnych wypadków prawie nie ma. Zdarzają się jedynie drobne, niegroźne stłuczki. Co ciekawe – my, zdając sobie sprawę z tych zasad, nie czuliśmy dyskomfortu zarówno jako kierowcy, jak i piesi.

Niezapomniane wrażenie pozostawiła Etna. Ta potężna góra wznosząca się na wysokość 3350 m npm, ziejąca ogniem i ciągle wypluwajaca że swojego wnętrza rozrzażone skały i popioły, na każdym musi zrobić wrażenie. Było to dobrze widać nocą.

Kolejną zasadą, którą można było zobaczyć w Palermo, jest nie pokazywanie zamożności na zewnątrz. Widać to chociażby po kontraście wyglądu budynków. Wiele z nich wygląda na zewnątrz skromnie lub nawet biednie, a dopiero wewnątrz nich widać bogactwo właścicieli.

Na końcu rajdu uczestnicy zwracali uwagę na to, że nie mieliśmy żadnych konfliktów międzyludzkich przez całe trzy tygodnie, a wręcz przeciwnie: panowała atmosfera wzajemnej troski o siebie i chęć pomagania innym. I tu przypomina się nieśmiertelna zasada: „Nieważne gdzie, ważne z kim”. To miłe być w takim towarzystwie, gdzie człowiek po prostu dobrze się czuje, a czas zbyt szybko mija.

W Rajdzie wzięły udział 24 osoby. Wśród nich były cztery wspaniałe małżeństwa motocyklowe. Resztę stanowili mężczyźni. Dwóch kolegów jechało na tzw. Trajkach. Zadziwiająco dobrze dawali radę, nawet przeciskając się w miejskich korkach.

O tym jak ważny był ten Rajd niech świadczy to, że jeden z uczestników, członek naszego Stowarzyszenia przyleciał specjalnie do Polski aż z Sydney (!), spędzając ponad 20 godzin w samolocie podczas podróży z drugiego końca świata.

Dziękuję wszystkim Uczestnikom Rajdu za dawanie przykładu Polaka jako szlachetnego człowieka, na którego zawsze można liczyć.

Dziękuję naszym Rodakom, którzy na stałe lub tymczasowo mieszkają we Włoszech i byli naszymi przewodnikami w ważnych miejscach. Są oni świetnymi, nieformalnymi Ambasadorami naszej Ojczyzny – jakże ważnymi dla szerzenia dobrego imienia Polski i budowania mostów między Polakami.

Wdzięczny Rafał Lusina Komandor Rajdu

Dzień 1: W dniu 15 maja wyruszył Rajd Motocyklowego Stowarzyszenia Pomocy Polakom za Granicą Wschód-Zachód im. Rotmistrza Witolda Pileckiego do Włoch – sygnowany im. Generała Władysława Andersa. Dzisiaj planujmy dojechać do Villach w Austrii!

Dzień 2: Kolejny dzień rajdu. Uczestnicy podzieleni na dwie grupy. Jedna zmierzała do Wenecji a później do Padwy. Druga grupa tylko do Padwy. Dzisiaj we mszy świętej prosiliśmy o błogosławieństwo i łaski dla naszego kapelana ks. Krzysztofa w 35 jubileuszu kapłaństwa.

Dzień 3: Dzisiaj 450 km za nami a łącznie Ok.1800 km. Przejechaliśmy z okolic Padwy przez Orvieto do przecudnego miejsca Castel s. Elia przy sanktuarium Matki Boskiej Skalnej. Po drodze zajechaliśmy do muzeum i salonu Ducati.Jechaliśmy drogami przez małe urokliwe włoskie miasteczka i wioski w otoczeniu gajów oliwnych, przeogromnych winnic i cyprysów sięgających nieba

Dzień 4: Dzień czwarty. Dzisiaj zgodnie z planem dotarliśmy do Rzymu i Watykanu. Dzięki pomocy ks. Tomasza mogliśmy poza kolejką wejść do bazyliki, odwiedzić grób św. Jana Pawła II, uczestniczyć we mszy świętej i obejść wnętrza bazyliki słuchając bardzo ciekawych informacji o historii powstania tej świątyni. Później spacer po Rzymie, włoska pizza i lody. Przeciskając się przez ogromne korki dotarliśmy na nocleg.Jedna Pani chciała zapisać to co mówił ks. Kanonik z Bazyliki:We wstępie do Mszy św. Ksiądz Kanonik powitał grupę pielgrzymów, którzy na motocyklach przybyli do serca naszej wiary którym jest bazylika św. Piotra. Życzył wszystkim aby wizyta w tym świętym miejscu przynosiła obfite owoce Stowarzyszeniu i w życiu osobistym i rodzinnym każdego z Was.W homilii nawiązując do Ewangelii powiedział że nasza moc do miłowania braci bierze się z doświadczenia miłości Chrystusa, jej darmowości i miłosierdzia. Tak jak latorośl nie może wydać owoców jeśli nie trwa w winnym krzewie tak i nasze miłowanie braci będzie bezowocne jeśli nie będziemy wiernie trwać przy Chrystusie w modlitwie, słuchaniu Słowa Bożego w uczestnictwie w sakramentach i pełniemiu uczynków miłosierdzia.

« 1 z 2 »

Dzień 5: Baaardzo wyczerpujący. Wczesnym rankiem wyruszyliśmy w kierunku Monte Cassino, aczkolwiek głównym punktem była miejscowość Aquafondata, gdzie przy Pomniku powstałym na miejscu cmentarza polowego 2 Korpusu Polskiego w dniu dzisiejszym odbywała się uroczystość uczczenia w78 rocznicę walk o masyw Monte Cassino – Aquafondata była na szlaku Polowego Ośrodka Zaopatrywania dla Korpusu 2. Na uroczystości było wielu gości z Polski, miejscowe wladze samorządowe. Orkiestra Wojska Polskiego z Bydgoszczy uświetniła tę uroczystość. Poczet sztandarowy naszego Stowarzyszenia również brał udział. Następnie pojechaliśmy na Monte Cassino, gdzie kapelan rajdu przy ołtarzu polowym odprawił mszę św.Po południu – sprawdzaliśmy nasze umiejętności w zatłoczonym i zaśmieconym Neapolu, no i udało się bezkolizyjnie. Z przewodniczką odwiedziliśmy Katedrę, gdzie przechowywana jest krew św. Januarego, cudownie się upłynniająca i kościół – miejsce, gdzie żył i pochowany został ojciec Dolindo. Po czym zajechaliśmy na nocleg.

Dzień 6: Z Neapolu kilkoro uczestników wyruszyło w kierunku Wezuwiusza. Jednak ze względu na odbywające się tam zawody nie udało się zajrzeć do krateru. Kilku podziwiało Amalfi, wpisane na listę UNESCO. Pozostali pojechali na śniadanie do Sorento a następnie do stanowiska archeologicznego w Pompejach, gdzie oczekiwała na nas przewodniczka Pani Małgosia Sobolewska. Pani Małgosia szczegółowo zapoznała nas z historią Pompejów, miasta, które za czasów Cesarstwa rzymskiego zniknęło na skutek erupcji Wezuwiusza. Po czym przejechaliśmy do Katedry Matki Boskiej Różańcowej Pompejańskiej, gdzie nasz kapelan odprawił mszę św. Na nocleg do Castello dojechaliśmy w urokliwe miejsce. Motocykle parkowały w gaju oliwnym.

« 2 z 2 »

dzień 7:Niedziela. Dzień rozpoczynamy mszą św. w sąsiadującym z hotelem, gaju oliwnym, w tle widoczny Wezuwiusz. Po śniadaniu ruszamy do Reggio Calabria, przemierzając 460 km . Pogoda i atmosfera rajdowiczów ciepła. Znaleźliśmy się w „czubku buta”. Wieczorny spacer promenadą nadmorską przyniósł dobry sen.

Dzień 8: Z Reggio Calabria promem do Mesyny a następnie ruszyliśmy promenadą nadmorską podziwiając piękne widoki „wyspy słońca” do stolicy Sycylii, Palermo. Po ok.3 godzinach wjechaliśmy na autostradę, przemierzając niezliczoną ilość tuneli. Jak zaobserwowaliśmy wiele autostrad znajduje się na estakadach.

Dzień 9: Plaża i zwiedzanie Palermo. Przewodnik oprowadził nas po starówce, gdzie znajduje się druga co do wielkości w Europie, Opera, ogromna katedra pw. Wniebowzięcia NMP z bocznym ołtarzem św. Rozalii, patronki Palermo, ogromną ilością tratorii i restauracyjek. Kamienice, które mijaliśmy nie robiły zbyt dobrego wrażenia na zewnątrz, jednak za tymi obskurnymi elewacjami kryją się wypasione wille, restauracje itp. Przewodnik wspomniał o wczorajszym święcie, gdzie obchodzono smutną 30 rocznicę zamordowania sędziego Falcone, który odważnie, okazało się zbyt odważnie rozpracowywał sycylijską mafię. Przewodnik swoimi opowieściami o życiu tutejszego społeczeństwa dostarczył wielu wrażeń. Zachęcamy do odwiedzenia tego miejsca.

Trasa z Palermo do hotelu w okolicach Katanii, z widokiem na Etnę. Po drodze zwiedzaliśmy Agrigento – Ogromne stanowisko archeologiczne ze starożytnymi świątyniami sprzed 2 tys.lat.

Dzień 11: Dzisiaj zdobywamy Etnę. Do wysokości mniej więcej 1900m n.p.m jedziemy na motocyklach, następnie kolejką wjeżdżamy na ok. 2500m n.p.m i większość z nas stąd podziwia obecnie dymiący wulkan. Kilku odważnych Rajdowiczów wyruszyło pieszo wyżej. Zaszli dalej niż dojeżdżają samochody terenowe z turystami. Krajobraz nietuzinkowy, wokół raczej czarno. Aczkolwiek u podnóża Etny znajdują się miasteczka i wioski zamieszkałe przez Sycylijczyków. Obecnie wieczorem widoczny jest jęzor ognia, wydobywający się z krateru. Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy to urokliwe miasteczko wschodniego wybrzeża – Taormina z pozostałościami teatru rzymsko-greckiego i z przepięknymi widokami na zatokę Naxos. Pełni wrażeń wróciliśmy do hotelu.

Dzień 12: Dzisiaj głównym celem Syrakuzy. Malownicza miejscowość z parkiem archeologicznym Archimedesa. Później było Noto, Augusta i piękna Katania, wpisana na listę UNESCO. Wszyscy szczęśliwie wrócili do hotelu, w którym jesteśmy trzecią dobę. Przepiękne widoki – góry, morze i tak na przemian. Między tymi widokami duże połacie upraw oliwek, cytryn, pomarańczy, mandarynek, pistacji, melonów, granatów, winogron. To wszystko udało nam się zobaczyć przemierzając kilometry wąskimi, krętymi drogami Sycylii. Obecnie wszystko co może, to kwitnie, więc jest bajecznie kolorowo. Jesteśmy szczęśliwi, że było nam dane tak dużo zobaczyć. Uczestnicy wspaniali, co czyni dobrą atmosferę rajdu. Wyjątkową osobą jest nasz lekarz rajdowy, kolega Ryszard, który przyleciał z Sydney do Polski, aby uczestniczyć w rajdzie. W trakcie rajdu zorganizowany był „wieczór australijski”. Kolega Ryszard przedstawił nam na slajdach, że są tam również nasi rodacy, którzy pamiętają polskich bohaterów i obchodzą z czcią wydarzenia historyczne, organizując m.in. też rajdy. Piątek – ostatni dzień na wyspie. Jeździmy już prawie „po sycylijsku” Od jutra zaczynamy kierunek zwrotny.

« 2 z 2 »

Dzień 13: Po śniadaniu startujemy z hotelu w Casamassima na cmentarz oddalony 11 km. Na cmentarzu jest 440 grobów polskich żołnierzy ll Korpusu.Dalej jedziemy 170 km do miejscowości Monte Sant Angelo. Na wysokości około 750 m npm znajduje się Sanktuarium- Grota Św. Michała. Z miasteczka urokliwy widok na morze i doliny wokoło.Po dojechaniu do miejsca noclegu San Giovanni Rotondo i zakwaterowaniu udajemy się do Sanktuarium ojca Pio. Nasz Kapelan odprawia Mszę Świętą w starym kościółku o. Pio a potem udajemy się na zwiedzanie Sanktuarium z przewodniczką panią Beatą Grzyb. Jesteśmy poruszeni wiedzą pani Beaty na temat o. Pio.Do naszej grupy zwiedzania dołączyła sympatyczna para Polaków z Wilna. Zaprzyjaźniliśmy się z nimi i wymieniliśmy kontaktami.

Dzień 14: Po śniadaniu o startujemy do Manopello o 8.45. Pierwszy odcinek 210 km. Pragniemy, aby nasz kapelan odprawił Mszę Świętą w kościele w Manopello, w którym jest chusta z odbitą twarzą Jezusa. Wszystko nadzwyczaj szczęśliwie się układa. W Manopello, ku naszemu zaskoczeniu spotykamy ojca Mariana Polaka z Krakowa, który pracuje tam od 2 lat. Kolejna wspaniała Msza Święta. Dalej udajemy się do naszego dzisiejszego hotelu San Remo położonego tuż przy plaży. Do przejechania około 100 km. Odpoczywamy i kąpiemy się w cieplutkiej wodzie Adriatyku.

« 1 z 2 »

Dzień 15: Po wypaśnym śniadaniu, nawet jajecznica była (byliśmy naprawdę zaskoczeni) ruszamy do Loretto. Pierwszy punkt to Polski Cmentarz Wojenny. Poznaliśmy tutaj małżeństwo z Lublina na motocyklu. Byli rozentuzjazmowani naszą grupą. Chcieli kontakt, aby wiedzieć o przyszłych rajdach Stowarzyszenia. Na cmentarzu wspólnie się modliliśmy i śpiewaliśmy Mazurek Dąbrowskiego.Dalej udaliśmy się do Loretańskiej Bazyliki, gdzie w jednej z kaplic mieliśmy Mszę Świętą (dzisiaj w intencji rodziny Ryszarda). Następnie zwiedziliśmy Bazylikę z Domkiem Maryi przeniesionym z Nazaretu.Kolejny punkt programu to San Marino. Pospacerowaliśmy po starówce i co nieco przekąsiliśmy. I na koniec dojazd do hotelu przy plaży w Rimini. Obawialiśmy się, że woda może być cieplutka. I niestety okazało się to prawdą

Dzień 16: Po śniadaniu wskakujemy na motocykle i ruszamy w kierunku Polskiego Cmentarza Wojennego w Bolonii. Mamy tam zaplanowaną Mszę Świętą.Dalej jedziemy do noclegu. Tym razem dla odmiany w górach. Śpimy niedaleko jeziora Garda. Śpimy w pensjonacie w Molinie z pięknym widokiem na dolinę. Po zakwaterowaniu cześć grupy postanawia jeszcze dokręcić trochę kilometrów (przejechaliśmy już 300 tego dnia) udając się do Świątyni zawieszonej na skale – Sanktuarium Madonna della Corona. Pokonujemy kolejne 100 km krętymi górskimi drogami.

Dzień 17: Wstajemy skoro świt, gdyż okazało się, że jeden z motocykli jest niezdolny do jazdy i trzeba go załadować na busa. Poszło sprawnie i ruszamy na nasz przedostatni odcinek rajdu. Do pokonania mamy 610 km. Piękna widokowo trasa przez Alpy. Nocleg mamy w Czechach. Miejsce noclegu okazuje się spartańskie ale wita nas bardzo sympatyczna pani. Zajmujemy pokoje organizujemy ognisko. Przeżywamy wspaniały wieczór przepleciony głębokimi rozmowami i śpiewem. Po raz kolejny okazuje się, że do czerpania szczęścia nie są potrzebne komfortowe warunki.

Dzień 18: Rajd dobiega końca. Do Polski pozostało nam ok. 300 km. Część z nas postanawia, że chce już dzisiaj dotrzeć do domów. Serdecznie wzajemne podziękowania za trzy tygodnie pełne emocji. Mamy poczucie, że ten czas był bardzo wartościowy. Na długo pozostaną nam w sercach miejsca związane z bohaterskimi walkami „Za wolność Wasza i Naszą” żołnierzy gen. Andersa oraz niezwykle urokliwa Sycylia. Słyszy się głosy, że przyjadą tam z rodziną.Przed wyjazdem Msza Święta Dziękczynna za udany rajd.

IV rajd poświęcony Powstańcom Wielkopolskim

27 grudnia 1918 r. rozpoczęło się zwycięskie Powstanie Wielkopolskie, celem którego było przyłączenie Wielkopolski do odradzającej się Rzeczypospolitej Polskiej. Powstanie wybuchło na ulicach Poznania po przyjeździe pianisty Ignacego Paderewskiego i rozpowszechniło się na poszczególne miejscowości Wielkopolski, skierowano było przeciwko Niemcom, które mimo porażki w pierwszej wojnie światowej nie wycofywały swoje wojska z polskiej ziemi. To budziło obawę o pozostanie tego regionu w granicach Niemiec. W wyniku zbrojnej walki do 15 stycznia była wyzwolona praktycznie cała Wielkopolska. 16 lutego został zawarty rozejm w Trewirze, ale potyczki jeszcze trwały do czerwca 1919 r. Traktat Wersalski potwierdził włączenie Wielkopolski do Państwa Polskiego.

W poszczególnych miejscowościach Wielkopolski podczas powstania trwały zacięte i krwawe walki. W Szamocinie, Chmielnikach, Grojcu Wielkim, Inowrocławiu, Łomnicy, Rawiczu, Kopanicy, Radwankach, Chodzieży, Paterkach, Sarnowie oraz wielu innych miastach i wsiach są miejsca związane z bitwami oraz potyczkami powstańców o zachodnie granice odradzającej się Polski. Dowódcami powstania byli gen. bryg. Stanisław Taczak, gen. broni Józef Dowbor-Muśnicki, a także miejscowi aktywiści. Straty powstańcze – to blisko 2,5 tys. zabitych oraz blisko 6 tys. rannych.

Motocyklowe Stowarzyszenie Pomocy Polakom za Granicą Wschód Zachód z Grodziska Wielkopolskiego po raz czwarty zorganizowało Rajd poświęcony Powstańcom Wielkopolskim. Ponieważ miejsc pamięci Powstania Wielkopolskiego jest dużo, postanowiono każdego roku odwiedzać kolejne miejsca walk oraz mogiły powstańców, upamiętniając ich bohaterstwo oraz zastanawiając się nad przyczynami oraz składnikami zwycięstwa Powstania Wielkopolskiego 1918-1919 r.

IV rajd poświęcony Powstaniu Wielkopolskiemu odbył się w dniach 15 – 17 października 2021 r.

Uczestnicy rajdu zjechali się z różnych miast oraz wsi Polski do gościnnego Dworku Róża Poraja w Budzijewie. Przy kolacji zostały omówione plany rajdu. Byli obecni także motocykliści z Rajdu Katyńskiego. Duchownym przewodnikiem rajdu został ks. Kan Krzysztof Miękina, który 20 lat wspierał wiernych w Miorach na Białorusi, a w związku z represjami zmuszony był opuścić Białoruś.

Trasa tegorocznego rajdu mieściła się w trójkącie Rogoźno – Chodzież – Wągrowiec. Pierwszy przystanek rajdu – to cmentarz w Rogoźnie, gdzie znajduje się zbiorowa mogiła powstańców wielkopolskich. Po wprowadzeniu sztandaru Stowarzyszenia Wschód-Zachód przez poczet motocyklistów przy grobie został złożony wieniec oraz zapalone znicze. Ksiądz Krzysztof przewodniczył wspólnej modlitwie za poległych powstańców, potem wszyscy odśpiewali Hymn Polski.

Także uroczyście przebiegał ceremoniał na cmentarzu w Budzyniu, gdzie przybyli przedstawiciele miejscowej władzy, którzy również brali udział we wspólnym śpiewaniu Roty i zaprosili delegację rajdu do Izby Pamięci Ziemi Budzyńskiej. Tam dyrektorka Muzeum przybliżyła miejscowe wydarzenia z okresu walki o niepodległość Polski podczas powstania.

Bracia Antoni i Wiktor Skotarczakowie stali na czele powstańców. 5 stycznia 1919 r. Budzyń został wyzwolony. Niemcy kilkakrotnie spróbowali odbić Budzyń, ale także bezskutecznie. W wyniku walk powstańcy z dowódcą Leonem Napieckiem zdobyli samochód pancerny wyposażony w ciężkie karabiny maszynowe.

Motocykliści odwiedzili także muzeum motoryzacji w Budzyniu, gdzie zobaczyli kopię samochodu pancernego, zdobytego podczas potyczki na wzgórzu Okręglik przez powstańców, dowodził którym Leon Napiecek. Samochód ten był później wykorzystywany w walkach powstańczych oraz wojnie polsko-bolszewickiej, także powstaniu śląskim, a Leon Napiecek został odznaczony orderem Virtuti Militari.

Droga rajdowców szła także do Chodzieży, gdzie na cmentarzu znajduje się zbiorowa mogiła  miejscowych patriotów, którzy oddali swoje życie za niepodległość Polski. Tutaj 8 stycznia 1919 r. rozpoczęła się bitwa o Chodzież. Powstańcy zaatakowali niemieckie wojska z kilku stron, nadciągały się cały czas posiłki z pobliskich miejscowości. Niemcy wycofali się w kierunku dworca kolejowego, żeby pociągiem uciec do Piły. Bitwa przy dworcu zakończyła się zwycięstwem powstańców, miasto zostało wyzwolono od niemieckich wojsk.

Rajdowcy uczcili pamięć powstańców, złożyli wieniec i zapalili znicze, pomodlili się przy ich mogile. W Chodzieży w centrum miasta znajduje się także tablica poświęcona powstańcowi Józefowi Raczkowskiemu – dowódcy chodzieskiego oddziału straży ludowej, śmiertelnie rannego w bitwie przy dworcu kolejowym, a także Pomnik Wdzięczności za Wolność. Te miejsca pamięci też zostały uczczone przez motocyklistów ze Stowarzyszenia.

Jednym z ważnych miejsc na Szlaku Powstania Wielkopolskiego na ziemi chodzieskiej jest most na Noteci koło Szamocina. Tutaj na miejscu akcji pod dowództwem porucznika Włodzimierza Kowalskiego odbicia mostu 10 stycznia 1919 r. i jego spaleniem w celu niedopuszczenia przemieszczenia wojsk niemieckich wdzięczni potomkowie postawili dwa kamienie upamiętniające to wydarzenie.

Dalsza trasa rajdu przebiegała przez Wągrowiec. Tutaj w zabytkowym kościele pw. Wniebowzięcia NMP odbyła się Msza Święta w intencji powstańców wielkopolskich z ceremoniałem wniesienia sztandaru Motocyklowego Stowarzyszenia Pomocy Polakom za Granicą Wschód – Zachód im. Rotmistrza Witolda Pileckiego.

Następnego dna rajdowcy odwiedzili kościół pw. Świętego Wojciecha oraz kamień Św. Wojciecha znajdujący się nieopodal kościoła.

Na zakończenie rajdu członek Stowarzyszenia Zdzisław Serwatka zaprosił uczestników rajdu na zwiedzanie S z o.o. Serpol-Cosmetics, prezesem zarządu której jest. Firma produkuje kosmetyki. Wycieczka po salach produkcji oraz pakowania produktów firmy okazała się bardzo ciekawym doświadczeniem poznania sukcesu Polaka z Wielkopolski, który stworzył praktycznie samowystarczający proces produkcyjny i zatrudnia 600 osób. Wszyscy uczestnicy rajdu dostali prezenty w postaci kosmetyków firmy.

Tym współczesnym akcentem sukcesu wielkopolanina może być podsumowany Rajd Stowarzyszenia poświęcony Powstaniu Wielkopolskiemu.

Dbajmy o Polskę, o ludzi obok nas, dbajmy o siebie. Niechaj naszym hasłem pozostanie – Bóg, Honor, Ojczyzna!

Anna Paniszewa,

uczestniczka rajdu

Odessa 2021

Za nami kolejne wyzwania poznawania polskiej historii i odwiedzania naszych Rodaków mieszkających na terenach, gdzie kiedyś była Polska. To kolejny rajd z cyklu „Do granic I Rzeczypospolitej„. Tym razem do południowo wschodnich granic. Upamiętnimy też przypadającą w tym roku 400 rocznicę bitwy pod Chocimiem 1621.

Plan rajdu:
Dzień 1 / Czwartek 26 sierpnia / Dojazd do Jarosławia – nocleg
Dzień 2 / Piątek 27 sierpnia – 380 km / Jaroslaw – Złoczów – Huta Pieniacka – Jazłowiec
Dzień 3 / Sobota 28 sierpnia – 290 km / Jazlowiec – Okopy Św. Trójcy – Chocim – Kamieniec Podolski – Latyczów
Dzień 4 / Niedziela 29 sierpnia – 500 km / Latyczów – Odessa
Dzień 5 / Poniedziałek 30 sierpnia / Odessa
Dzień 6 / Wtorek 31 sierpnia / Odessa
Dzień 7 / Środa 1 września 310 km / Odessa – Tyraspol – Bielce
Dzień 8 / Czwartek 2 września 390 km / Bielce – Dolina
Dzień 9 / Piątek 3 września 260 km / Dolina – Łancut
Dzień 10 / Powrót do domów

Dzień 2

Jaroslaw – Złoczów – Jazłowiec

Przeprawa ze Złoczowa do Jazłowca to zaledwie 160 kilometrów, ale przez okropnie zniszczone drogi jechaliśmy aż trzy godziny! Co kilka kilometrów napotykaliśmy drogi szutrowe albo przeokropne dziury, przy których trzeba było zachować szczególną ostrożność. Natomiast ostatnie 50 km jechaliśmy w deszczu.
Nie przeszkodziło nam to jednak w zwiedzaniu
Zwiedziliśmy Złoczów, gdzie jak się okazało jest największa Polonia w całej Ukrainie!
Są tam ruiny zamku z fortyfikacją bastionową z XVII, których przez wiele lat właścicielami był ród Sobieskich.
Wieczorem dojechaliśmy do Jazłowca, gdzie są pozostałości pałacu z XVII w ( młodzieńcze lata spędził tam król Stanisław August Poniatowski). Niektórzy z nas byli tam w 2007 roku i nic się nie zmieniło – wciąż ruiny zamku robią spektakularne wrażenie!
Obecnie Siostry Niepokalanki prowadzą schronisko dla turystów i opiekują się dziećmi i osobami starszymi
Zmęczeni, ale pełni wrażeń dojechaliśmy do Klasztoru w Jazłowcu, gdzie spędziliśmy noc.

Dzień 3

Jazłowiec – Okopy Św. Trójcy – Chocim – Kamieniec Podolski – Latyczów.
Rano po dobrym śniadaniu wyruszyliśmy bardzo złą drogą do Okopów Św. Trójcy. To niesamowite miejsce, gdzie rzeka Zbrucz uchodzi do Dniestru i w XVII wybudowano twierdzę. W okresie międzywojennym była tam Strażnica KOP która broniła granicy Rzeczpospolitej
Niedaleko Okopów Św.Trojcy jest Chocim, dla nas Polaków niezmiernie ważne miejsce, ponieważ tutaj w 1673 roku Wojska Rzeczpospolitej Obojga Narodów pokonały Imperium Osmańskie
O bitwach, sławnych dowódcach, miejscach opowiada nam znakomicie pasjonat i znawca historii kolega Sławek
Kamieniec Podolski to ostatnie ważne miejsce na trasie trzeciego dnia. Obecnie miasto ok 100 tys. mieszkańców, nad którym góruje ogromna twierdza, która przez blisko 300 lat ochraniała południowo-wschodnie tereny Polski .
Z Kamieńca Podolskiego do Latyczowa udało nam się sprawnie przejechać po nowo wybudowanej drodze

Dzień 4

Latyczów – Odessa.
Rano w Latyczowie padało i było chłodno ( 16°C).
Wyruszyliśmy w deszczu więc trzeba było się ubrać w tzw deszczówki
Latyczów to ładne miasteczko z 15 tys mieszkańców, gdzie jest niewielka Polonia.
Trasa długa bo ponad 500 km. Padało przez ok 100 km ale w miarę drogi robiło się coraz cieplej i rozbieraliśmy się z deszczówek i ciepłych rzeczy.
Ponieważ nam się nie spieszyło robiliśmy kilka postojów, na pyszna soliankę, na lody i odpoczynek.
Do Odessy zajechaliśmy w słońcu
Jeszcze jedno ważne spostrzeżenie z Ukrainy – tutaj nikt nie nosi maseczek i w ogóle uważają ten obowiązek za zbędny. Groźby kar i nawet więzienia nie robią tutaj na nikim żadnego wrażenia

Dzień 5

Dzisiaj cały dzień w Odessie
Rano spotkalismy się z Panią Konsul w jedynym czynnym przez cały czas komunizmu kościele w Obwodzie Odesskim, przy którym działają dwa bardzo aktywne stowarzyszenia polonijne ( prowadzą teatr, chór, naukę języka polskiego itp..)
Następnie Pani Stella ( Polka), oprowadziła nas po mieście i piękną polszczyzną opowiadała o historii, ludziach, architekturze i zwyczajach
Na nas to miasto zrobiło ogromne wrażenie – ludzie życzliwi, otwarci, na każdym kroku widać niesamowite bogactwo przed 1918 r. o cudnych budynkach, parkach, szerokich ulicach
Obecnie Odessa liczy ok 1 mln mieszkańców ( mówią głównie po rosyjsku). Przed 1939 rokiem mieszkało tutaj 30 tys Polaków i była to głównie inteligencja osiadła w XIX wieku. Teraz mieszka tutaj ok 1 tys osób przyznających się do polskich korzeni
Wieczór w Odessie to niesamowite spotkanie z Polonią.
Na dziedzińcu budynku gdzie ma siedzibę Polonia czekało na nas kilkadziesiąt osób. Rosnące tam drzewo fantazyjnie ( pomysł jakiejś twórczej osoby) udekorowane biało-czerwonymi wstążkami.
Pani Prezes i jej współpracownicy przedstawili nam owoce swojej pracy, która jest imponująca, bo przygarniają do siebie osoby w różnym wieku, profesji i światopoglądu. Ich działalność sprawia, że przychodzą tam i uczą się języka polskiego nie tylko osoby o korzeniach polskich.
Nam zaimponowała młodzież, która z ogromną pasją zrealizowała etiudy filmowe- „Obietnica”, „Rodzina”, „Pokój „
Etiudy dostały nagrody na konkursach polonijnych i są wg mnie CUDNE.

Dzień 6

Katakumby odesskie to 2800 km podziemnych tuneli, korytarzy powstałych na skutek eksploatacji wapienia – materiału budowlanego tak potrzebnego podczas szybkiego rozwoju miasta od XIX wieku.
Katakumby odesskie nie cieszą się dobrą sławą ponieważ służyły za schronienie osobom z tzw półświadka – złodziejom, przemytnikom, handlarzom np kobietami itp..
Cześć katakumb w czasach tzw zimnej wojny została zamieniona na schrony przeciwatomowe.
Katakumby są pod aż 40% starej Odessy. .
Ogromna ilość korytarzy i tuneli to wielka pułapka dla osób chcących na własną rękę zwiedzać katakumby, ponieważ trudno znaleźć wyjście w całkowitej ciemności ( latarka i kask to podstawowe sprzęty).
Katakumby odesskie to niesamowite, tajemnicze miejsce.

Dzień 7

Odessa pożegnała nas pięknym słońcem.
Aby dojechać do jednego z większych miast Mołdawii – Bielc musieliśmy przekroczyć granicę ukraińsko-mołdawską ok. 60 km od Odessy. Poszło bardzo sprawnie.
Trzeba przyznać, że drogi Mołdawii znacznie się poprawiły od naszej ostatniej wizyty 10 lat temu.
Drogi raczej puste, a na mijanych polach głównie słonecznik i kukurydza.
W Bielcach w Domu Polskim przywitała nas Polonia, a młodzież wykonana kilka wspaniałych mołdawskich, energetycznych i skocznych tańców.
Polonia w Bielicach licząca ok. 200 rodzin jest najliczniejsza w Mołdawii. Młodzież chce studiować w Polsce i często się to udaje – w tym roku rozpoczną studia w kraju cztery dziewczyny.
W Mołdawii mówi się po rosyjsku, czuć tutaj atmosferę tęsknoty za ZSRR.

Dzień 8

Hotele w Mołdawii to dla nas wspomnienie lat 70-tych XX w. Ale nam rajdowiczom każde warunki odpowiadają
Pamiętać należy że Mołdawia to biedny kraj, wszyscy których spotkaliśmy mówią, że jest ogromne bezrobocie i młodzi ludzie uciekają za granicę
Do granicy mołdawsko-ukraińskiej jechaliśmy lokalnymi drogami przez malownicze wsie, gdzie można było spotkać wozy zaprzężone w konie, panie sprzedające owoce przy drodze, charakterystyczne domki i wyróżniające się złotymi kopułami małe cerkwie
Granica mołdawsko-ukraińska to min godzina, min cztery okienka, gdzie służby graniczne wprowadzają dane do ich systemów i np Pani na ukraińskiej granicy zrobiła sobie pół godzinną przerwę na śniadanie przed naszą odprawą
Po drodze przerwa na kawę i niekończące się dyskusje o życiu
Na Ukrainie lokalne drogi nadal w złym stanie, ale bardzo malowniczo
Trzeba wspomnieć o naszym rajdowym busie, który wspiera nas na każdym rajdzie a prowadzi go tym razem nasz kolega Marek, też motocyklista
Dzień zakończyliśmy w miasteczku Dolina na Ukrainie smaczną kolacją przy muzyce i w towarzystwie Polaków tutaj mieszkających. Są to osoby bardzo znaczące w tym 20 tys miasteczku – Mer Miasta, największy przedsiębiorca, znany lekarz, miejscowy artysta
Dolina to miasto partnerskie siedziby naszego Stowarzyszenia – Grodziska Wielkopolskiego, z którym mamy bliskie kontakty od kilkunastu lat. Zapoczątkował je ówczesny Burmistrz Doliny Wolodymyr Garazd.
Dolina przed II wojną światową należała do Polski, najwięcej było Polaków, mniej Żydów a najmniejsi liczebnie byli Ukraińcy.
Miasto słynęło z wydobycia ropy naftowej.

Dzień 9

Dolina na Ukrainie pożegnała nas w słońcu ale wyboista droga do granicy nie była łatwa przez silny wiatr.
Kilku kolegów postanowiło zostać na Ukrainie i zwiedzić Lwów- cudne Miasto
Dojechaliśmy do Korczowej czyli granica ukraińsko- polska
Były grupy motocyklowe które zostały odprawione w miarę szybko ale były i takie które czekały kilka godzin
Nikomu nie polecam tego przejscia
Wieczorem dojechalismy do Przeworska, gdzie odbyło się zakończenie rajdu – były podsumowania i plany na przyszłość

Opracowała
Iwona Michałek

Rajd im. Arcybiskupa Antoniego Baraniaka

Relacja z Rajdu naszego Przyjaciela, Waldka Rogozińskiego

« 2 z 2 »

Punkt 7.30 spotkaliśmy się na Orlenie w Grodzisku Wlkp. Z Szefem Stowarzyszenia Wschód-Zachód i Sebastianem Członkiem Stowarzyszenia.

Szybkie tankowanie i pełna Moc na Poznań. Jazda szybka, ale przemyślana i bezpieczna. Szybko dotarliśmy Poznański TUM i Katedrę w której odbyła się Msza Św. Z wielką oprawą Sztandarem Stowarzyszenia. Nie obyło się bez Hymnu, więc było na bardzo wysokim Poziomie, bardzo Gustownie wraz z Pocztem Sztandarowym na Czele.

Po Mszy trochę przywitań z następnymi Jeźdźcami, którzy dobili na Tę Pielgrzymkę Arcybiskupa Antoniego Baraniaka. Dreszczyk Historii, przy Grobach Pierwszych Władców Polski.

Następnie Grupa ok. 20 Moto zaczęła wyjeżdżać z Naszego Poznania kierując się w Kierunku Sebastianowa przez Rogalin itd. Dotarliśmy do Szkoły w Mchach, gdzie Pani Dyrektor zrobiła Uroczysty Apel z Wszystkimi Nauczycielami i Uczniami na dziedzińcu Szkoły. Apel oczywiście z flagami Narodowymi. Potem szybki obiad na Sali gimnastycznej i odwiedzenie Sali Pamięci Antoniego Baraniaka w tejże Szkole. Pani Nauczycielka miała dużo eksponatów z życia Arcybiskupa i oczywiście dużą wiedzę o nim. Potem udaliśmy się do Sebastianowa pod Dom gdzie urodził się A. B. Domu już niema, ale jest Pamiątkowa Szklana Tablica uwieczniająca jego urodziny, oraz Duży Krzyż na tym miejscu. Hymn Polski odśpiewano i dalej w drogę do niedalekiego Kościoła na Mszę Św. Oczywiście znów oprawa Sztandarowa na Wysokim Pułapie. Bardzo Uroczyście było. Po mszy Tamtejszy Proboszcz plus Tamtejsze Gospodynie Wiejskie uraczyli nas ludowym obiadem z Pyrą i gzikiem, ale bez naszego oleju lnianego J. Nie obyło się bez kawy i słodkiego, no i zajefajnych pierogów. Podziękowaliśmy Ślicznym Paniom i Tamtejszemu proboszczowi. Zrobiliśmy Pamiątkową fotę przy Krzyżu obok Kościoła ….. i pędzimy dalej.

Dotarliśmy do Marszałek gdzie Arcybiskup A.B. został przez SB-ków internowany i przywieziony w mrozach odkrytym samochodem z Warszawy. Wieziono Go w letnim ubranku, gdzie zamarzł na kość. Oprawcy myśleli, że nie przeżyje. Po paru miesiącach doszedł do siebie jednak. Oczywiście Masza Św. W Stylu Salezjańskim i pełna oprawa w Wysokim Stylu przez Stowarzyszenie Wschód- Zachód.

Dalej dotarliśmy do Grabowa nad Prosną gdzie mieliśmy kolację i nocleg. Miłe opowieści przy kolacji i na odpoczynek do pokoju. Rano śniadanie na szybko i w trasę, kierunek Łódź – Warszawa..

Drugi dzień był bardziej Historyczny. Zaczęliśmy od Muzeum Motoryzacji w Otrębusach. Bardzo mi się podobało. Wiele eksponatów – Motocykli i samochodów oraz staroci z PRLu. Po zwiedzeniu i wielu fotkach podjechaliśmy na obiadek do pobliskiej Restauracji.Potem szybki wyjazd na Milanówek do kontuzjowanego Członka Stowarzyszenia Wschód – Zachód. Po półgodzinnej pauzie i rozmowach udaliśmy się do Warszawy na Ulicę Rakowiecką, katowni Ubeckiej porównywanej z Moskiewską Łubianką. Było tam zamordowanych Wielu Wielkich Polaków m.in. Patron Stowarzyszenia Wschód – Zachód – Witold Pilecki. W tym więzieniu tez przebywał Arcybiskup Antoni Baraniak., gdzie był 144 razy przesłuchiwany w bestialski sposób.

Wielkie wrażenie wywarła na nas ta katownia. TU GINĘli ŻOŁNIERZE WYKLECI !!!!!

Oglądaliśmy cele i karcery gdzie Wielcy Polacy mieli podziękowanie za to, że kochają Polskę …. Chwile zadumy i smutku przy Ścianie Śmierci. Wiązanki Kwiatów i Znicze od Stowarzyszenia i Hymn musiał być, aby uwiecznić Poległych – Wielki Szacun.

Potem Uroczysta Masza Św. Wewnątrz więzienia w tle krat i cel m.in. Witolda Pileckiego – Wielkiego Polaka. Dał on się złapać specjalnie, żeby dostać się do Oświęcimia. Chciał zobaczyć na własne oczy co tam się dzieje. Słał raporty na cały Świat o zbrodniach. Oczywiście potem z Auschwitz uciekł. Witold Pilecki napisał przed swoją egzekucją, ze Oświęcim to było przedszkole do Rakowieckiej, więc tam było naprawdę wyjątkowe miejsce kaźni…… Ze spuszczonymi głowami opuściliśmy to więzienie i udaliśmy się w deszczu do Hotelu na Wilanów , blisko Łazienek Królewskich. Przemoczeni, ale z zastrzykiem wielkiej historii udaliśmy się na kolację. W miłym towarzystwie pogadaliśmy sobie do późnego wieczora.

Rano tez w deszczu udaliśmy się Motorami Kościoła Andrzeja Boboli na Bardzo Uroczystą Mszę Św. Z Pocztem Sztandarowym i Prezesem Stowarzyszenia w pierwszej ławce. Potem zwiedziliśmy w podziemiach Kościoła Muzeum Św. Andrzeja Boboli.

Po Mszy jak w zegarku wystartowaliśmy Eskadrą w kierunku Poznania. Prowadził bardzo dobrze Prezes… Miał oczy w koło głowy, często stawał na stópkach i sprawdzał z tyłu Swoją Załogę J.

Jazda w deszczu jest wymagająca i niebezpieczna, więc jechaliśmy na ¾ mocy – 120/130 co by było bezpiecznie. W Szyku czułem się bardzo dobrze, bo widziałem, że Prezes czuwa co by nie było ofiar. . Parę przystanków na Autostradzie do ugrzania się i dalej jak wiatry przed siebie.

W Poznaniu się rozjechaliśmy każdemu kiwając na pożegnanie J, także do Grodziska wlkp dotarliśmy tylko z Sebastianem.

Jako motocyklista w tej chwili nie zrzeszony w żadnym Klubie, czyli tzw FREEBIKER stwierdzam, że Stowarzyszenie Wschód – Zachów jest Bardzo Sprawną Organizacją . Zarządzana jest na Najwyższym Poziomie wręcz profesjonalnie. Wszystko zaplanowane na ostatni guzik, a zmiany programu bez zbędnych zawirowań. Dyscyplina Członków Wysoka. Ludzie bardzo fajni i uprzejmi, więc czułem się dobrze jak ze swoimi. Uprzejmość na każdym kroku. Wysoka kultura i duża dawka Historii na każdym kroku. Wszyscy to Prawdziwi Polacy pielęgnujący stare złe czasy. Stowarzyszenie dba o Historię, taka jak była naprawdę.

Zaszczyt było być z taką Grupą Prawdziwych Polaków. Dziękuję Wszystkim za Miło spędzone trzy dni życia w trasie.

W szczególności Dziękuje Prezesowi Rafałowi Lusinie, że mnie zabrał J.

Ze Stowarzyszeniem miałem już kontakt parokrotnie m.in. we Wschowie 2013 roku na pewno, bo znalazłem fotkę.. Było tez tam Bardzo Bardzo Uroczyście.

Dziękuję jeszcze raz i jak Bóg da, to może jeszcze kiedyś z Wami wyjadę .

Pozdrawiam Wszystkich Uczestników Pielgrzymki – Waldek Rogoziński / Waldorf/

Rajd Rumunia 2020: im. Konstantego Zahorowskiego i Mikołaja Tyszkowskiego

Czas rajdu – od 30 lipca do 9 sierpnia 2020 r.

Trasa – Słowacja, Węgry, Rumunia ( planowaliśmy przejechać także przez Ukrainę, ale ze względu na wprowadzone przed naszym wyjazdem przepisy na Ukrainie związane z epidemią koronawirusa musieliśmy zrezygnować).

Liczba uczestników – 23 osoby, 21 motocykli + bus z lawetą.

Relacja dzień po dniu, poniżej sprawozdanie z całego Rajdu. Opracowanie: Iwona Michałek – bardzo dziękujemy 🙂

#dzień1

Dzisiaj wyjechaliśmy z Grodziska Wielkopolskiego o godzinie 8.30 i z kilkoma przystankami dojechaliśmy do Przeworska (zrobiliśmy 650 km), gdzie mieliśmy miejsce zbiórki. Każdy z motocyklistów przyjechał z innej strony Polski. 🚚 Razem z nami jedzie nasz stowarzyszeniowy bus, który wiezie lawetę, na którą w razie potrzeby można załadować uszkodzony motocykl (oby nie była potrzebna). Piękna przygoda przed nami!😊

#dzień2

W Przeworsku przed rajdem większość uczestników wzięła udział w mszy świętej, podczas której Stowarzyszenie Wschód-Zachód wystawiło sztandar. Przejechaliśmy przez Słowację i kawałek Węgier lokalnymi drogami, mijając wsie i miasteczka. Nie było łatwo, ponieważ było bardzo gorąco. Trzeba przyznać, że drogi lokalne są słabe – asfalt stary i sporo dziur. Na drogach dużo maszyn rolniczych, bo kończą się żniwa. Domki ładne, dużo kwiatów w ogródkach.
Satu Mare to miasto naszego pierwszego noclegu w Rumunii tuż za granicą węgiersko-rumuńską. Na granicy sprawdzali nam paszporty- Rumunia nie jest w strefie Schengen. Jeden z naszych kolegów – Sławek zapomniał paszportu, ale strażnika granicznego nie trzeba było namawiać, żeby go przepuścił (widocznie takich zapominalskich osób jest wiele). Dziękujemy za życzliwość.

#dzień3

Dziś od rana dużo się działo, dlatego dzisiejszy post również będzie obszerny. Z samego rana wyruszyliśmy w góry. Naszym pierwszym przystankiem był wesoły cmentarz w miejsowości Sapanta, na północy Rumunii tuż przy granicy z Ukrainą. Cmentarz wyjątkowy, ponieważ stanowią go kolorowe, drewniane nagrobki, na których wyrzeźbione są scenki z życia pochowanych tam mieszkańców wioski, często opatrzone dowcipnymi wierszykami mówiącymi o zmarłych. Jego kolorowa i zabawna formuła jest pomysłem Ioana Stana Patrasa, artysty, który w 1935 roku zaczął rzeźbić w drewnie krzyże z przeznaczeniem na przycerkiewny cmentarz. Malowidło na każdym krzyżu przedstawia scenę z życia zmarłego – kim był z zawodu albo jaki zginął, a całość dopełnia umieszczone pod spodem humorystyczne epitafium. Jesteśmy wszyscy zauroczeni Rumunią! Zupełnie niewiarygodne jak ten kraj się zmienił (ja byłam tutaj 25 lat temu i wtedy widziałam niewiarygodną biedę, ale koledzy byli tutaj pięć lat temu i także widzą wielką zmianę). Na wsiach jest dużo nowych domów i wiele się buduje. Drogi lokalne są lepsze niż na przykład na Słowacji czy na Węgrzech, a wiele jest w remoncie. Dzisiaj jechaliśmy przez ok. 50 km drogami w czasie remontu, czyli trzeba było przejechać przez nawiezione kamienie i piach – nie było łatwo❗Na wsi można spotkać jeszcze furmanki zaprzężone w konie i spotkaliśmy panią, która kosiła kosą łąkę (koledzy próbowali koszenia i okazało się, że nie jest to wcale łatwe). Byliśmy dziś najwyżej na 1404 m .n.p.m. 🏍 Odwiedziliśmy na terenie monastyru Zespół Klasztorny w Barsanie. Wybudowany został na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Stoi na wzniesieniu ponad główną drogą. Jego centralną budowlą jest drewniana cerkiew pod wezwaniem Dwunastu Apostołów. Oprócz cerkwi w obrębie klasztoru znajduje się także kaplica, altana nakrywająca studnię oraz zabudowania mieszkalno – gospodarcze. Wszystkie zabudowania wzorowane są na ludowym budownictwie regionu Maramureszu. W Kyrlibabie znajduje się mogiła polskich legionistów. Był to nasz kolejny przystanek. Starcia o Kyrlibabę miały miejsce srogą zimą w 1915 roku, gdy Polakom udało się wyprzeć wojsko radzieckie z rumuńskich wsi.
Pokłoniliśmy się polskim żołnierzom, zapaliliśmy znicze i złożyliśmy kwiaty. Wieczorem zajechaliśmy do Domu Polskiego w miejscowości Nowy Soloniec i zostaliśmy przyjęci znakomitą kolacją przez trzy wspaniałe Polki. Cóż to był za dzień pełen wrażeń!

#dzień4

Od rana słońce i znakomite spotkania z Polonią. Uczestniczyliśmy w wyjątkowym wydarzeniu – uroczystej mszy świętej i pierwszej komunii świętej 20 dzieci. Rodzice odświętnie ubrani, wszyscy władają czystą polszczyzną. Spotkałam obecną Poseł na Sejm w Rumunii z ramienia Polonii Victorię Longher i jej męża Gerwazego, który był przez 14 lat Posłem, a obecnie jest prezesem Związku Polaków w Rumunii. W 1791 roku Rumunia zgłosiła się do Polski o fachowców do wydobywania soli – w miejscowości Kaczyka, w której znajduje się duża kopalnia soli. Ci, którzy przyjechali dostawali ziemię i płacę. Polacy budowali też domy jednak wszystkie drewniane. Co cieszy – w szkole uczą się polskiego od przedszkola. Rząd wspiera Polaków, bo parlamentarzyści są skuteczni. Związek Polaków w Rumunii jest częściowo utrzymywany przez rząd rumuński, ponieważ cenią sobie Polaków. Jest 17 mniejszości i każda ma swojego Posła Najstarszy Dom Polski zaczęto budować w Suczawie w 1903 roku. W Rumunii jest łącznie 7 Domów Polskich. Wszystkie domy wynajmują pokoje dla turystów. W Rumunii mieszka ok 7 tys. Polaków – w ostatnich latach całe rodziny wyjeżdżają z Rumunii. Ci, którzy tutaj mieszkają są bardzo zaangażowani – działają w zespołach tanecznych, teatralnych itp. Odwiedziliśmy także Dom Polski w Kaczyce, gdzie żyje około 60 rodzin polskich, a dom prowadzi nauczyciel wychowania fizycznego w miejscowej szkole. Następnie pojechaliśmy do kopalni soli w Kaczyce. Historia miasteczka rozpoczyna się w 1785 roku, kiedy to odkryto tutaj duże pokłady soli kamiennej. Kilka lat później cesarz Józef II Habsburg rozkazał otworzyć tu kopalnię oraz sprowadzić dwadzieścia polskich rodzin z Bochni i Wieliczki oraz cztery ukraińskie rodziny z Kołomyi, które miały zająć wydobyciem soli. Na dole kopalni jest czynna kaplica i sala taneczna, która służy również do zawodów sportowych.
Później pojechaliśmy zobaczyć Monastyr Humor – monastyr prawosławny z malowaną cerkwią pod wezwaniem Zaśnięcia Bogurodzicy znajdujący się w miejscowości Mănăstirea Humorului. Pierwszy monastyr na tym miejscu został zbudowany w końcu XIV lub na początku XV wieku. Freski przedstawiają m.in. akatyst maryjny, żywot św. Mikołaja, przypowieść o synu marnotrawnym, Drzewo Jessego czy scenę Sądu Ostatecznego. Dominuje w nich kolor czerwony. Cerkiew monastyru wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

#dzień5

Piąty dzień rajdu rozpoczęliśmy od przejazdu ok 20 km od miejsca noclegu i dojechaliśmy do Monastyru Voronet z cudnymi malowidłami. Ściany zewnętrzne i wewnętrzne są pokryte malowidłami przedstawiającymi m.in. scenę Sądu Ostatecznego, który wypełnia 5 poziomów całej elewacji zachodniej. 🎨 Cerkiew monastyru wraz z innymi malowanymi cerkwiami Bukowiny jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wieś rumuńska pachnie floksami, różami i świeżym chlebem (przejeżdżając przez wioski poczuliśmy kilka razy znajomy zapach świeżo pieczonego chleba).🌹🍞 Jechaliśmy dzisiaj bardzo wymagająca drogą (w dużej części w remoncie) po kamieniach i pod górę . Kurz był wszędzie. 🏍 Przejechaliśmy przez Kanion (Przełom) Bicaz. Wąwóz ma około 8-9 km długości, a jego ściany są bardzo wysokie i strome. Został on wydrążony przez płynącą jego dnem rzekę Bicaz.🏞 Dzisiaj wydanie specjalne z rajdu po Rumunii. Dokonaliśmy „wizytacji zaawansowania budowy drogi ” przez Narodowy Park Przełomu Bicaz i Gór Hășmaș. Nie było łatwo.dla wszystkich uczestników i wielkie brawa. 👏Warto było – później była nagroda.😊 Zajechaliśmy do Forest Camping na nocleg – dzisiaj spanie w domkach i kolacja biwakowa.🍗⛺

#dzień6

Po porannym zmierzeniu temperatury wszystkim uczestnikom rajdu wyruszyliśmy do Braszowa, rumuńskiego miasta położonego u podnóża Karpat.🏔 Niektóre źródła podają, że Braszów został założony przez Krzyżaków. To tutaj krzyżowały się szlaki handlowe z Europy Zachodniej do Imperium Osmańskiego. W 1689 roku wybuchł w mieście ogromny pożar, który pozostawił sadzę na kościele, zwanym od tamtej pory Czarnym Kościołem.🔥 Braszów ma piękną starówkę i XIX wieczne kamienice. 😍 Dziś obserwowaliśmy całe miasto z punktu widokowego.
Później odwiedziliśmy miejscowość Victoria w Siedmiogrodzie. Ruch na drogach był duży. 🏍

#dzień7

Dziś jechaliśmy Drogą Transfogarską, która ma ok. 150 km długości❗ Trasa ta jest jedną z najbardziej malowniczych dróg w Europie.😍 W najwyższym punkcie osiąga ona 2058 metrów n.p.m. W części południowej, przy trasie znajdują się liczne atrakcje, m.in.: zapora na rzece Ardżesz o wysokości 160 metrów tworząca jezioro Vidraru oraz zamek Drakuli.🏰 Tunel w najwyższym punkcie drogi jest zamknięty od października (lub listopada) do kwietnia (lub maja), z powodu opadów śniegu i porywistych wiatrów.❄ Droga ta została zbudowana w latach 1970-1974 na polecenie Nicolae Ceauşescu, który w ten sposób chciał sobie zapewnić drogę ucieczki w razie inwazji radzieckiej. Wg oficjalnych danych przy budowie życie straciło 40 żołnierzy (w rzeczywistości kilkaset osób), a koszty były ogromne
Zajechaliśmy dziś do szóstego pod względem wielkości miasta w Rumunii o nazwie Krajowa (Craiova). Miasto zostało założone przez Daków, a następnie stało się rzymskim obozem wojskowym. Od XV w. był to znany ośrodek handlowy i siedziba namiestników Oltenii. To tutaj 20 września 1939 roku marszałek Polski Edward Rydz-Śmigły wydał swój ostatni rozkaz do żołnierzy Wojska Polskiego. W 1939 r. przebywał w Krajowie internowany prezydent Polski Ignacy Mościcki. 🇵🇱
Po zjeździe z trasy Transforgarskiej jechaliśmy przez bardzo biedne tereny (wsie bardzo podobne do białoruskich i ukraińskich). Dużo starszych osób handlujących przy drodze arbuzami i innymi produktami ze swoich działek.🏚 W Rumunii jest około milion Romów, którzy nadal przemieszczają się w taborach i mieszkają w szałasach nad rzekami – u nas to już przeszłość (pamiętam te czasy jak i w Polsce były tabory).

#dzień8

Dziś wyruszyliśmy na najdłuższą i bardzo trudną część rajdu, bo mieliśmy do pokonania 490 km w górach. Transalpina to bardzo wysoko położona trasa i wielce malownicza. Wyjechaliśmy już o 8 rano. Jednak przed wyjazdem szybkie śniadanie – jedliśmy mamałygę z bryndzą, czyli danie rumuńskie. 🥣 Transalpina zrobiła na nas ogromne wrażenie.😍 Liczy 148,2 km długości i jest najwyżej położoną drogą w Rumunii, bowiem na przełęczy Urdele osiąga wysokość około 2150 m n.p.m. Droga łączy wieś Ciocadia nieopodal Novaci w Oltenii z Sebeșem w Siedmiogrodzie (Transylwanii), przecinając z południa na północ główny grzbiet gór Parâng (drugie pod względem wysokości pasmo górskie rumuńskich Karpat) w Karpatach Południowych. Początki szlaku są jednak niejasne. Niektóre źródła podają, że został on wytyczony już na przełomie I i II wieku. 🤔 Co ciekawe lokalna legenda głosi, że na przełomie XVIII i XIX wieku, każda rodzina mieszkająca w okolicy uczestniczyła w budowie poszczególnych odcinków drogi, w zależności od swoich możliwości fizycznych i finansowych. W tamtym czasie nosiła ona nazwę diabelska ścieżka i była wykorzystywana głównie przez pasterzy do transhumancji.
Ze względów militarnych Transalpina została rozbudowana przez Niemców w czasie I wojny światowej, jednak była bardzo rzadko używana. Dlatego król Rumunii Karol II Hohenzollern-Sigmaringen podjął decyzję o budowie strategicznej drogi dla artylerii, przemieszczającej się pomiędzy Wołoszczyzną i Transylwanią. Po uroczystym otwarciu w 1939 roku, Transalpinę zaczęło nazywać szlakiem królewskim. 👑 Jechaliśmy przez niezliczoną ilość agrafek, a wiało ogromnie, temperatura tylko 10 stopni.🌫
Z Transalpiny zjechaliśmy piękną drogą w lesie i jechaliśmy brzegiem dużego sztucznego zbiornika wodnego na rzece Sebes – jeziora Oașa.🏞 Na koniec zajechaliśmy do miejscowości Oradea do hostelu prowadzącego przez księdza węgierskiego. Ostatnie kilometry były bardzo trudne, bo jechaliśmy pod ostre słońce i było bardzo gorąco. ☀️🌡 Teraz czas na odpoczynek…😌

#dzień9

Dzisiejszy dzień był bardziej swobodny. Śniadanie zjedliśmy o godzinie 9. Do granicy rumuńsko-węgierskiej mieliśmy około 25 km. Z rana było trochę emocji, ponieważ miejscowi powiadali, że Węgrzy wprowadzili u siebie tylko tranzyt, czyli nie można tam przenocować. Nie mieliśmy potwierdzenia tych pogłosek. Wszystko miało okazać się wkrótce na granicy.🇷🇴 🇭🇺
Zanim jednak przekroczyliśmy granicę zwiedziliśmy jeszcze miasto Oradea. Jest to miejscowość położona blisko granicy węgierskiej, nad rzeką Crișul Repede. Początki miasta datuje się na XI wiek, gdzie było jednym z ważniejszych grodów Królestwa Węgier. W XVI i XVII w. miasto wielokrotnie zmieniało przynależność państwową w wyniku walk pomiędzy Turkami i Habsburgami.
W mieście wiele sklepów jest zamkniętych ze względu na koronawirusa. 😷 Miasto bardzo ładne, a kamienice odrestaurowane. 😍 Granicę rumuńsko-węgierską przejechaliśmy bez problemów i nie sprawdziły się pogłoski jakoby Węgrzy wjeżdżającym pozwalali tylko na tranzyt.
Dojechaliśmy do miejscowości Istvanmajor w gminie Emöd. Przez ponad 200 lat w Derenku (wymarłej już wsi polskiej) mieszkali Polacy, którzy zachowali tam swoją tożsamość, tradycję i język. 🇵🇱 W 1943 roku społeczność rozbito. Większość przesiedlono do miejscowości Istvanmajor, w której Polacy żyją do dziś i którą odwiedziliśmy. Zaś w Derenku co roku, od 1990 na ruinach najstarszej polskiej wsi na Węgrzech, zazwyczaj w trzecią niedzielę lipca ma miejsce odpust polonijny. W Domu Polskim zostaliśmy przyjęci przez miejscowego burmistrza i przedstawicieli potomków Polaków, którzy zostali tu przesiedleni w czasie wojny. W miejscowości jest 50 katolickich rodzin.
Poczęstowano nas gołąbkami w kapuście kiszonej z wędzonką. Danie je się ze śmietaną.
Kościół w Istvanmajor jest polsko-węgierski. Ksiądz pełni służbę w 5 kościołach w okolicy.💒 Co ciekawe w tej miejscowości jest 300 piwniczek (właścicielami są mieszkańcy), w których częstowano nas winem.🍷

#dzień10

Wczoraj wieczorem okazało się, że akumulator w moim motocyklu padł. Na szczęście koledzy rajdowicze pospieszyli mi z pomocą. Cieszę się, że mam takich przyjaciół. Sprawdzili czy to rzeczywiście sprawa akumulatora. Ksiądz, u którego nocowaliśmy postarał się o prostownik. Wszyscy zapewniali mnie, że będzie dobrze, ale ja postanowiłam, że dla swojego spokoju muszę kupić nowy akumulator.
Sławek z Robertem zaoferowali się pojechać rano do Miszkolca i kupić akumulator. I tak zrobili.👍 Akumulator po ładowaniu w nocy, włożyli panowie do motocykla i na szczęście zapalił. Przejechaliśmy Węgry i na Słowacji zatrzymaliśmy się na jedzenie – kwaśnicę i kluski.
Później pojechaliśmy do miejscowości Lendak na grób Wojciecha Halczyna, który podczas I wojny światowej walczył jako żołnierz w armii austro-węgierskiej. W roku 1919 włączył się w działalność Narodowego Komitetu Obrony Spisza, Orawy, Czadeckiego i Podhala. Wraz z Piotrem Borowym z Orawy, ks. Ferdynandem Machayem i Kazimierzem Rouppertem wziął udział – jako delegat Spiszu – w paryskiej konferencji pokojowej. To dzięki ich obecności w składzie delegacji polskiej problematyka Orawy i Spiszu była rozpatrywana na konferencji. Nazywano go „polskim prezydentem”.
Dzisiaj ostatni dzień rajdu. Jesteśmy w Niedzicy. Jutro rano rozjeżdżamy się do swoich domów i zajęć. Przeżyliśmy 10 wspaniałych dni, przejechaliśmy 3500 km bardzo wymagającymi technicznie trasami – były drogi z dobrym asfaltem i z dziurami, były też drogi szutrowe i wysypane kamieniami. Pokonaliśmy setki zakrętów. Odwiedziliśmy Polaków w Bukowinie Rumuńskiej i na Węgrzech. Wszędzie spotkaliśmy się z ogromną gościnnością. Rumunia, na której spędziliśmy najwięcej czasu bardzo nas pozytywnie zaskoczyła. Dużo tam się dzieje – powstają nowe drogi i domy. Karpaty Rumuńskie są piękne i warte zobaczenia. Atrakcyjne miejsca znajdą tam Ci, którzy lubią las i wodę oraz Ci, którzy odpoczywają aktywnie na przykład pokonując Transfogarską lub Transalpinę. Warto odwiedzić Rumunię. 😊

Sprawozdanie z Rajdu

Miejscem zbiórki do którego przyjechali uczestnicy rajdu był Przeworsk. Jak zawsze rajd rozpoczęliśmy od mszy św. z naszym stowarzyszeniowym sztandarem, który towarzyszy nam podczas ważnych uroczystości.

Przejechaliśmy przez Słowację i kawałek Węgier lokalnymi drogami, mijając wsie i miasteczka. Nie było łatwo, ponieważ było bardzo gorąco. Trzeba przyznać, że niektóre drogi lokalne są słabe – asfalt stary i sporo dziur. Na granicy węgiersko-rumuńskiej sprawdzali nam dowody osobiste, ale wjechaliśmy bez problemu do Rumunii. Z Satu Mare przez góry odwiedziliśmy tzw. wesoły cmentarz w miejscowości Sapanta, na północy Rumunii tuż przy granicy z Ukrainą. Cmentarz wyjątkowy, ponieważ stanowią go kolorowe, drewniane nagrobki, na których wyrzeźbione są scenki z życia pochowanych tam mieszkańców wioski, często opatrzone dowcipnymi wierszykami mówiącymi o zmarłych.

Jesteśmy wszyscy zauroczeni Rumunią! Zupełnie niewiarygodne jak ten kraj się zmienił. Na wsiach jest dużo nowych domów i wiele się buduje. Wiele dróg lokalnych jest w remoncie. Często jechaliśmy przez kilkadziesiąt kilometrów drogami w czasie remontu, czyli trzeba było przejechać przez nawiezione kamienie i piach – nie było łatwo. Na wsi można spotkać jeszcze furmanki zaprzężone w konie i spotkaliśmy panią, która kosiła kosą łąkę (koledzy próbowali koszenia i okazało się, że nie jest to wcale łatwe). Wieś rumuńska pachnie floksami, różami i świeżym chlebem (przejeżdżając przez wioski poczuliśmy kilka razy znajomy zapach świeżo pieczonego chleba).

Odwiedziliśmy na terenie monastyru Zespół Klasztorny w Barsanie i bardzo ważne dla nas miejsce w Kyrlibabie, gdzie znajduje się mogiła polskich legionistów z 1915 r., tam pokłoniliśmy się polskim żołnierzom, zapaliliśmy znicze, złożyliśmy kwiaty i odśpiewaliśmy Mazurek Dąbrowskiego.

Nowy Soloniec na Bukowinie Rumuńskiej to ważne miejsce dla rumuńskiej Polonii. Tam spotkaliśmy obecną Poseł na Sejm w Rumunii z ramienia Polonii Victorię Longher i jej męża Gerwazego, który był przez 14 lat Posłem, a obecnie jest prezesem Związku Polaków w Rumunii. Odwiedziliśmy kopalnię soli w Kaczykach, którą zbudowali sprowadzeni w 1791 roku Polacy. W Rumunii mieszka ok. 7 tys. Polaków i jest łącznie 7 Domów Polskich. Ci, którzy tutaj mieszkają są bardzo zaangażowani – znakomicie mówią w języku polskim, podtrzymują polskie tradycje i działają w zespołach tanecznych, teatralnych itp.

Warto było zobaczyć wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO Monastyr Humor i Monastyr Voronet pokryte w środku i na zewnątrz malowidłami.

Przejechaliśmy przez Kanion (Przełom) Bicaz, czyli wąwóz, który ma około 8-9 km długości, a jego ściany są bardzo wysokie i strome oraz przez jedną z najbardziej malowniczych tras w Europie, czyli Drogę Transfogarską mającą ok. 150 km długości. W najwyższym punkcie osiąga ona 2058 metrów n.p.m. W części południowej, przy trasie znajdują się liczne atrakcje, m.in. tunel zamknięty od października (lub listopada) do kwietnia (lub maja), z powodu opadów śniegu i porywistych wiatrów.

Transalpina zrobiła na nas ogromne wrażenie. Liczy 148,2 km długości i jest najwyżej położoną drogą w Rumunii, bowiem na przełęczy Urdele osiąga wysokość około 2150 m n.p.m. Droga łączy wieś Ciocadia nieopodal Novaci w Oltenii z Sebeșem w Siedmiogrodzie (Transylwanii), przecinając z południa na północ główny grzbiet gór Parâng (drugie pod względem wysokości pasmo górskie rumuńskich Karpat) w Karpatach Południowych. Ze względów militarnych Transalpina została rozbudowana przez Niemców w czasie I wojny światowej, jednak była bardzo rzadko używana. Dlatego król Rumunii Karol II Hohenzollern-Sigmaringen podjął decyzję o budowie strategicznej drogi dla artylerii, przemieszczającej się pomiędzy Wołoszczyzną i Transylwanią. Po uroczystym otwarciu w 1939 roku, Transalpinę zaczęło nazywać szlakiem królewskim. Jechaliśmy przez niezliczoną ilość tzw. agrafek, a wiało ogromnie, temperatura tylko 10 stopni.

Odwiedziliśmy piękne miasta Rumunii – Braszów podobno założony przez Krzyżaków, gdzie krzyżowały się szlaki handlowe z Europy Zachodniej do Imperium Osmańskiego z tzw. czarnym kościołem i piękną starówką, Victorię w Siedmiogrodzie i Craiovą, miasto założone przez Daków, w którym 20 września 1939 roku marszałek Polski Edward Rydz-Śmigły wydał swój ostatni rozkaz do żołnierzy Wojska Polskiego. W 1939 r. przebywał w w Craiovej internowany prezydent Polski Ignacy Mościcki. Przy granicy rumuńsko-węgierskiej zwiedziliśmy miasto Oradea, którego początki datuje się na XI wiek i było jednym z ważniejszych grodów Królestwa Węgier.

Z węgierską Polonią spotkaliśmy się w Istvanmajor, w gminie Emöd. W 1943 roku większość mieszkańców wsi Derenk, na dzisiejszym pograniczu Węgier i Słowacji przesiedlono do miejscowości Istvanmajor – Emod w pobliżu Miszkolca, w której Polacy żyją do dziś. W Domu Polskim zostaliśmy przyjęci przez miejscowego burmistrza i przedstawicieli potomków Polaków. Poczęstowano nas pysznymi gołąbkami w kapuście kiszonej z wędzonką a na wieczór winem z miejscowych „piwniczek”.

W drodze powrotnej pojechaliśmy do miejscowości Lendak na Słowacji, na grób Wojciecha Halczyna, który w roku 1919 włączył się w działalność Narodowego Komitetu Obrony Spisza, Orawy, Czadeckiego i Podhala. Wraz z Piotrem Borowym z Orawy, ks. Ferdynandem Machayem i Kazimierzem Rouppertem wziął udział – jako delegat Spiszu – w paryskiej konferencji pokojowej.

Zakończyliśmy rajd w Niedzicy w Polsce. Prezes Stowarzyszenia Rafał Lusina podsumował rajd a my, uczestnicy opowiadaliśmy o swoich wrażeniach. Przeżyliśmy 10 wspaniałych dni, przejechaliśmy 3500 km (nie licząc dojazdu do domów) bardzo wymagającymi technicznie trasami – były drogi z dobrym asfaltem i z dziurami, były też drogi szutrowe i wysypane kamieniami. Pokonaliśmy tysiące zakrętów. Odwiedziliśmy Polaków w Bukowinie Rumuńskiej i na Węgrzech. Wszędzie spotkaliśmy się z ogromną gościnnością. Rumunia, na której spędziliśmy najwięcej czasu bardzo nas pozytywnie zaskoczyła. Dużo tam się dzieje – powstają nowe drogi i domy. Karpaty Rumuńskie są piękne i warte zobaczenia. Atrakcyjne miejsca znajdą tam Ci, którzy lubią las i wodę oraz Ci, którzy odpoczywają aktywnie na przykład pokonując Transfogarską lub Transalpinę. Warto odwiedzić Rumunię!

Opracowała
Iwona Michałek

Dodatkowo: podziękowanie dla Prezesa Związku Polaków w Rumunii – Pana Ghervazen Longher. Dziękujemy serdecznie za pomoc i życzliwość!

Sprawozdanie z rajdu motocyklowego im. StefanA PałczyńskieGO

Pod poniższym linkiem możecie przeczytać kilka słów o naszym Bohaterze.
https://m.fronda.pl/a/stefan-pawel-palczynski-zapomniany-bohater,116728.html

Celem rajdu było:

  • Oddanie hołdu bohaterskiemu dowódcy Strażnicy Granicznej KAMIENNY WÓZ, plutonowemu Stefanowi Pawłowi Pałczyńskiemu, który zginął na posterunku 17 września 1939r.
  • Odwiedzenie innych polskich wschodnich strażnic granicznych z 1939 roku
  • Odwiedzenie miejsc urodzenia polskich Patriotów – Romualda Traugutta, Tadeusza Kościuszki, Adama Mickiewicza, Stanisława Moniuszki i Czesława Niemena
  • Odwiedzenie naszych Rodaków na trasie rajdu, którzy dzielnie trwają na swojej Ojcowiźnie, stęsknieni za Polską, która się niespodziewanie oddaliła i znaleźli się poza granicami swojej Ojczyzny. Chcemy, aby poczuli, że są dla nas bardzo ważni.  Chcemy by czuli, że są ludzie, na których mogą liczyć. Pomóżmy Im pielęgnować Polskość, którą mają w sercu.

Dzień 1: 10 sierpnia (sobota)  Sokołów Podlaski – Drohiczyn – Szostakowo – Brześć (165 km)

https://goo.gl/maps/TahMqeXFiNAbpsvx5

Plan dnia

  • Drohiczyn – Muzeum Wiktora Węgrzyna 
  • Szostakowo – miejsce urodzenia Romualda Traugutta
  • Skoki Pałac Niemcewiczów i niedaleko kolumna nazywaną przez miejscową ludność Kolumną św. Rafała. Postawiona została przez Niemcewiczów na pamiątkę uchwalenia Konstytucji 3 Maja     
  • Brześć: spotkanie w siedzibie Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych Brześcia i Obwodu Brzeskiego
  • Noclegi u zaprzyjaźnionych Rodzin w Brześciu

W muzeum Węgrzyna w Drohiczynie prócz oglądania unikatów, zostaliśmy genialnie przywitani żurkiem i napojami. Idealne drugie śniadanie! Na Białorusi (z przygodami na granicy) odwiedziliśmy miejsce urodzenia Romualda Traugutta. Tam przywitała nas ciepło Anna Paniszewa z Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych z Brześcia wraz z przyjaciółmi. Ale szczęście!
Popołudnie i wieczór to same przyjemności. Solianka w Skokach obok pięknego pałacu Niemcewiczow a potem spotkanie z naszymi Rodakami i Harcerzami w Brześciu. Cóż za przyjęcie! Polskie rodziny przyjęły nas pod swoje dachy za co serdecznie dziękujemy!

Dzień 2: 11 sierpnia (niedziela)  Brześć – Kobryń – Mereczowszczyzna – Zaosie – Pomnik Trzech Krzyży – Baranowicze (290 km)

https://goo.gl/maps/iJK8B63fZuZ8bxPF8

Plan dnia

  • Merecowszczyzna – miejsce urodzenia Tadeusza Kościuszki  
  • Stołowicze (Wjeżdżając od strony Baranowicz, przy samej drodze przejazdowej stoi biały kościól (dziś cerkiew). Tuż przed nim stoi kamień poświęcony Konfederatom Barskim z 1771r.)
    Kościół dzisiejszych Polaków jest wcześniej 200m po lewej stronie, w głębi.
  • Zaosie – miejsce urodzenia Adama Mickiewicza 
  • Arabowszczyzna (Stare Wojkowicze)  pomnik „PAMIĘCI TRZECH POCHODÓW POLAKÓW” na Moskwę  (w roku 1604, 1654-1667 i 1812)

Poranna msza i pożegnanie z Brześciem. Odwiedzamy miejsce urodzenia Tadeusza Kościuszki oraz uroczy skansen w miejscu urodzenia Adama Mickiewicza. Oddajemy hołd w m. ARABOWSZCZYZNA (STARE WOJKOWICZE) pod pomnikiem „PAMIĘCI TRZECH POCHODÓW POLAKÓW” na Moskwę. Dziś nocleg w Domu Pielgrzyma w Baranowiczach.

Dzień 3: 12 sierpnia (poniedziałek)  Baranowicze – Kleck – Śmiłowicze – Orsza (420 km)

https://goo.gl/maps/Bsozg2JyA7ud1m9K9

Plan dnia

  • Kleck kościół  Św. Trójcy
  • Kleck –  koszary, zaraz obok cmentarz
  • Śmiłowicze – pałac, zamek po Moniuszkach 
  • ORSZA kościół
    Nocleg w hotelu zamówionym przez proboszcza    

O 8:00 pyszne śniadanie, o 9:00 start! Na trasie Kleck: przywitała nas Pani Czesława Kniaziewa, szefowa ZPB w Klecku – która opiekuje się grobami poległych Bohaterów w Kłecku. Usłyszeliśmy naprawdę wzruszające historie. Pani Czesława to naprawdę silna kobieta!
Odwiedziliśmy proboszcza i kościół w Klecku, posłuchaliśmy historię budowy kościoła. Bardzo ciekawy dzień!
Na trasie do Orszy odwiedziliśmy miejscowość Śmiłowicze – a tam pałac, zamek po Moniuszkach. Niestety ogrodzony. Okoliczna mieszkanka opowiedziała nam aktualna historię zabytku.
Orsza! Ksiądz Proboszcz z wielkim zaangażowaniem przyjął nas w swoich progach! Msza Święta z wniesieniem sztandaru Stowarzyszenia. A na koniec pyszna kolacja w hotelu. Jest to miejsce które odwiedzimy na pewno nie raz!

Dzień 4: 13 sierpnia (wtorek) Orsza – Smolany – Witebsk – Nikołajewo – Liepiel (260 km)

https://goo.gl/maps/SSvHk7FnE1eAcnRq9

Plan dnia

  • Smolany – Grób Tomasza Zana przyjaciela Adama Mickiewicza 
  • Witebsk Katedra 
  • Grób-Pomnik w Nikołajewie, dawniejszym Taklinowie z pomordowanymi kilkoma tysiącami więźniów 25 czerwca 1941 r., w większości Polaków, pędzonych na Wschód w ewakuacji więzienia w Berezweczu (obecnie dzielnicy Głębokiego),  przed zajęciem przez wojska hitlerowskie. Wyświęcenie tego Pomnika przed laty Ksiądz celebrował wspólnie z kapelanem Rodzin Katyńskich, księdzem Zdzisławem Peszkowskim.        
  • Lepiel Kościół
  • Nocleg w hotelu nad wodą.

Dziś bardzo ‚mokry dzień’. Prawie całą drogę padało!
Pierwszym przystankiem – Smolany – Grób Tomasza Zana przyjaciela Adama Mickiewicza.
Zostaliśmy bardzo gorąco przyjęci przez ks Walerego w Katedrze w Witebsku. Pyszny obiad, a to dopiero początek!
Odwiedzamy Grób-Pomnik w Nikołajewie, dawniejszym Taklinowie, z pomordowanymi kilkoma tysiącami więźniów 25 czerwca 1941 r., w większości Polaków, pędzonych na Wschód w ewakuacji więzienia w Berezweczu (obecnie dzielnicy Głębokiego), przed zajęciem przez wojska hitlerowskie. Wyświęcenie tego Pomnika przed laty Ksiądz celebrował wspólnie z kapelanem Rodzin Katyńskich, księdzem Zdzisławem Peszkowskim.
Zostaliśmy przyjęci przez lokalnych mieszkańców boczkiem, plackami z mięsem, lemoniada i przekąskami. Uprzejmość Polaków i Białorusinów jest niespotykana!
Po drodze msza, którą poprowadził dla nas ks Walery, następnie jedziemy wspólnie do parafii w m. Lepiel – gdzie bardzo serdecznie przyjął nas ks Włodzimierz (motocyklista!!!) . Wraz ze swoją kompanią jedziemy do hotelu nad wodą, gdzie urzędujemy do teraz. Dużo rozmów, dużo zrozumienia i wiele życzliwości. Bardzo dziękujemy Gospodarzom!

Dzień 5: 14 sierpnia (środa) Lepiel – Uszacze – Kamienny Wóz (strażnica) – Głębokie – Miory (240 km)

https://goo.gl/maps/h3Ap1ipLNJCUGFh47

Plan dnia

  • Strażnica KAMIENNY WÓZ , gdzie służył i prowadził samotnie śmiertelny bój 17 września 1939 r. ostatni jej dowódca, plut. Stefan Pałczyński powstrzymując wkraczanie oddziałów Armii Czerwonej. Poniżej film z opowieści Władysława Krawczuka na temat naszego Bohatera.
  • Miasto Głębokie,  kościół Św. Trójcy   
  • Głębokie  Cmentarz Kopciówka z kwaterą żołnierzy polskich z 1920 r. i grobu plut.  S. Pałczyńskiego, którego doczesne szczątki spoczęły tu 17 września 2011 r .   Z innych miejsc ewent. Berezwecze z wciąż czynnym więzieniem oraz cmentarz w lesie BOREK z masowymi grobami ofiar mordów
    hitlerowskich i sowieckich.
  • Jazno  cmentarz żołnierzy z 1920r   
  • Dzisna   kościół 
  • Miory   kościół    
  • Nocleg u zaprzyjaźnionych rodzin w Miorach

Dziś ważny dzień dla Rajdu. Strażnica Kamienny Wóz, gdzie służył i prowadził samotnie śmiertelny bój 17 września 1939 r. ostatni jej dowódca, plut. Stefan Pałczyński powstrzymując wkraczanie oddziałów Armii Czerwonej. Oddajemy cześć oraz wysłuchujemy opowieści Pana Władysława Krawczuka, prezes Brasławian. Zachęcam do obejrzenia relacji z opowieści (w kolejnym poście).
Ze względu na czas i pogodę jedziemy prosto do Miorów gdzie bierzemy udział we mszy oraz bardzo ciepło jesteśmy przyjęci przez Rodziny! Bardzo serdecznie dziękujemy za nocleg!

Komandorem Rajdu od tego dnia jest Ryszard – nasz przyjaciel z Sydney.

Dzień 6: 15 sierpnia (czwartek)  Miory – Draguny – Brasław  (95 km)

https://goo.gl/maps/F4y8Nv8FDj8d1JLd6

Plan dnia

  • Miory – muzeum
  • Draguny groby
  • Brasław kościół 

Rano ruszamy z Miorów polna droga do małego cmentarza pochówku Legionistów z wojny polsko-bolszewickiej poległych w 1919 roku (Draguny). Miejsce w polu ogrodzone płotem w kształcie czworoboku na którego rogach są umieszczone złote Polskie Orly a jakże w koronie.W środku pomnik postawiony przez Żołnierzy Strażnicy Czurylowo w 1931 roku.Tutaj jak zwykle szarfa biało-czerwona z napisem Polskim Bohaterom Motocykliści Wschód- Zachód , znicze, modlitwa oraz Mazurek Dąbrowskiego. Następnie lasem do miejsca wzniesienia Kolumny dla uczczenia Konstytucji 3 Maja (których jest wiele na Kresach). Kolumna 9 metrów wysoka została zbudowana przez lokalnego ziemianina Pana Jana Łopacinskiego w roku 1791. Stąd z powrotem do Miorów gdzie w szkole odwiedzamy muzeum założone przez lokalnego entuzjastę historii i militariów (w nim wiele Polonikow). Wczesnym popołudniem dojeżdzamy do Brasławia pod Kościół. W kościele tablica „Pamięci Polaków którzy Ziemi Brasławskiej oraz Rzeczypospolitej poświęcili swą prace, walkę i życie ” ufundowana przez Rodaków w 2009. Wita nas Pan Władyslaw oraz Pani Teresa Szakiel w Domu Polskim w Brasławiu obiadem i występem artystów. Dziękujemy serdecznie. Wieczorem jak w każdym miejscu Msza Św. w Brasławskim Kościele. Nam przyszło spać kilka km od miasta w agroturystycznym ośrodku.

Dzień 7: 16 sierpnia (piatek)  Brasław – Bogdanowo – Nowogródek (325 km)

https://maps.app.goo.gl/Ds77KD4oUSLa8ray6

Plan dnia

Kolejny słoneczny dzień. Droga jak co dzień po prawej stronie. Dla kierowcy z Australii wymaga to więcej uwagi. W kolumnie jedzie się zupełnie dobrze. Brakuje Rafała, Radka i Sebastiana. Dajemy jakoś radę . Drogi pomiędzy miastami nienajgorsze, chociaż nierzadko dojeżdzamy droga bita/ piaszczysta nie łatwa dla mojego motocykla HD Road King. Niezłe doświadczenie.W Bogdanowie czeka na nas Pani Helena prowadząca Dom Rodzinny. Opiekuje się kilkorgiem dzieci . Wspieramy gospodynie i jej dzieci nie tylko duchowo podczas obiadu w altance na ogrodzie. Życie i Opatrzność powołała Panią Helena do szczególnych zadań , gdzie pórownujac niektóre z naszych kłopotów zaliczyć można do maluczkich, nieprawdaż. Chwała Pani Helenie za to co robi. Będziemy o niej pamiętać. Wizytujemy również mały kościół w Bogdanowie Żegnany się ze wszystkimi z łezka w oku i (po zawołanie Rafała „na koń” ) ruszamy do Nowogródka. Miejsce mamy umówione u Sióstr Nazaretanek. Po obiedzie spacer po mieście.

Dzień 8: 17 sierpnia (sobota)  Nowogródek – Stare Wasiliszki – Sokółka (200 KM)

https://goo.gl/maps/GzXee8BNSxtKsPHJ9

Plan dnia

Kolejny dzień zaczyna się Msza Św w Kościele Farnym na wzgórzu , miejscu chrztu Adama Mickiewicza. Na wmurowanej tablicy pisze „W murach tego Kościoła został ochrzczony dnia 12 lutego 1799 roku Adam Mickiewicz „. Inna tablica mówi „Pamięci tych co Ojczyźnie i Ziemi Nowogrodzkiej oddali życie w 1920 r. w walce o prawdziwą wolność Polski i Ludzkości. Cześć Bohaterom w dziesiata rocznicę odparcia najazdu bolszewickiego. 1920-1930  „Podobnych tablic o Patriotach z Nowogródka co niemiara. Poczet Sztandarowy jak zwykle na miejscu. Następnie śniadanie i odwiedziny Muzeum naszego Wieszcza. Aż trudno wyobrazić sobie ze jest to poza obecnymi granicami Kraju. Wszystko takie Polskie, wszystkie pamiątki ma się rozumieć w języku Polskim. Tuż poza miastem odwiedzamy miejsce mordu 11 Sióstr Nazaretanek dokonane przez Niemcow 1 lipca 1943 roku. Kolejna chwila zadumy pod krzyżem których wiele na Kresach. W drodze do Sokółki cześć z nas odwiedza Stare Wasiliszki, miejsce urodzin Czesława Niemena- Wydrzyckiego, cześć w której ja się znajduje udaje się do Grodna, którego nie było w planie. Kolejne kresowe miasto emanujące polskością. Chociaż jakie to Kresy, to tuż za obecna granica, tak jak Brześć i Lwów, niegdyś miasta Rzeczypospolitej Obojga Narodów leżące w centrum Kraju.Przeprawa przez granice bez kłopotów choć bardzo długie kolejki samochodów w szczególności ciężarówek wydają się nie z tej ziemi.Wjazd do Polski i kilka kilometrów do Sokółki to  jakby inny świat. Porównałbym to uczucie do ładowania w Sydney i poczucia się jak w domu gdzie służba graniczna i celnicy witający nas wracających z urlopów kierują nas prosto do wyjścia bez zbędnych formalności. W Sokółce czeka na nas Andrzej, przyjaciel Rafała. Atmosfera, hotel,kolacja pierwsza klasa. Dziękujemy Andrzejowi oraz zespołowi. Kolacje nasza zaszczyca Poseł na Sejm RP tej ziemi Pan Mieczyslaw Baszko.

Dzień 9

Rano Msza Św w Kościele Św. Antoniego Padewskiego ze Sztandarem Motocyklowego Stowarzyszenia Wschód-Zachód.Ludzi pełen kościół , ponad 1000. Po Mszy gromadzimy się pod Pomnikiem Katyńskim i Sybiraków. Pamiętnym jest napis ” A myśmy szli i szli dziesiątkowani, przez tajgę, stepy, plątaninę dróg, a myśmy szli i szli niepokonani… M. Jonkajtys ” . Tablica ufundowana przez firmę Metal Fach. Poseł M. Baszko jest z nami. Po chwili pożegnania na parkingu ruszamy w swoje strony do domów.

… i kilka słów od naszego przyjaciela Ryszarda z Sydney

[… ruszamy do domów] Gdzie jest mój dom, tutaj gdzie się urodziłem i przeżyłem wiele lat czy 16 000 km dalej gdzie czeka Rodzina. Myślę ze czuje się w obu miejscach u siebie. Droga z Sokólki do Warszawy busem z Markiem ( motor załadowany z tylu ) daje nam szanse rozmowy i poznania się bliżej. Dziękuje Marek. Dziękujemy Ci również za wsparcie podczas całego Rajdu.

W Warszawie odebrał mnie mój przyjaciel Danek, który po kilku dniach odstawił mnie na lotnisko. Już był czas powrotu do domu, do Rodziny do pracy. Miałem równiez mozliwość zobaczenia się z Rodzina w Krakowie.
Nie mówię do widzenia a raczej do zobaczenia Drodzy Przyjaciele ze Stowarzyszenia Motocyklowego Wschód-Zachód Pomocy Polakom za Granica. Będę jeździł dumnie również w Waszej a może już naszej kamizelce motocyklowej.
Myślę ze wspólnie wykonaliśmy prace jak trzeba, Panie Komandorze Rafale, podczas Twojej nieobecności. Dziękujemy Tobie za Rajd oraz składamy jeszcze raz wyrazy współczucia Całej Rodzinie z powodu śmierci Mamy.
I na zakończenie. Dlaczego pojechałem/ pojechaliśmy na Kresy odwiedzić Polaków oraz Groby Legionistów ? Otóż dlatego ze Oni walczyli, często oddawali życie a my mamy obowiązek o Nich pamiętać, opowiadać, przekazywać dalej. Bo wartości dla których często ginęli są budulcem , najlepszym spoiwem naszej Narodowej Wspólnoty, siły Naszego Państwa i przyszłości następnych pokoleń  (tak komentował film Legiony reżyser M. Pawlicki).
Prawda ze wpisuje się to w motto Stowarzyszenia oraz temat naszego Rajdu.  ” Bóg , Honor, Ojczyzna, Praca „.

Pozdrawiam serdecznie z Antypodów
Wasz Ryszard . Sydney.

Sprawozdanie z rajdu motocyklowego im. Lecha Kaczyńskiego do Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu

Nareszcie możemy się z Państwem podzielić obszerną fotorelacją z wyjazdu do Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu. Szczególne podziękowanie w tym miejscu chcemy przekazać uczestniczce rajdu – Pani Iwonie Michałek, która włożyła wiele starań by wyjazd udokumentować i opisać. Dzięki czemu możemy cieszyć oczy pięknymi widokami 🙂

Przed rajdem…

Podczas naszych przygotowań do rajdu  napotkaliśmy przeszkodę- w Ambasadzie Azerbejdżanu powiedziano nam, że będziemy musieli wpłacić wysoką kaucję za każdy motocykl przy przekraczaniu granicy Azerbejdżanu. Ta kwestia finansowa mogły zatem negatywnie wpłynąć na nasz plan rajdu, ponieważ nie byliśmy przygotowani na wpłatę kaucji. Rozpoczęliśmy starania na ok. dwa miesiące przed rajdem o zwolnienie nas z kaucji. Wysłaliśmy pisma do Ambasadora Republiki Azerbejdżanu w Polsce, Ambasadora RP w Azerbejdżanie oraz do Ministra Spraw Zagranicznych z prośbą o pomoc w tej sprawie. Wykonaliśmy również wiele telefonów. Mijały kolejne dni nerwowych oczekiwań, czy sprawę uda się załatwić… I udało się!

Dzień 1

Motocykle pojechały tydzień wcześniej do Tbilisi tirem. Pierwszego  dnia w Tbilisi to załatwianie spraw związanych z pobraniem motocykli w strefie celnej. CAŁY dzień!  Na koniec po nieprzespanej nocy w samolocie i po całym dniu czekania i załatwiania spraw celnych i ubezpieczeniowych trafiliśmy do pani Rity cudownej gospodyni.

Chaczapuri to  placek upieczony przez Panią Ritę dla nas na śniadanie – to  ser, masło, jaja , pszenna mąka i woda. Je się na gorąco i cudownie smakuje.

Pani Rita to Gruzinka z Abchazji, musiała uciekać w 2009 roku, jej rodzina została zabita przez Rosjan.

Dzień 2

Z rana pojechaliśmy do klasztoru Monastyr Dżwari. Klasztor znajduje się na skarpie z cudnym widokiem na rzekę Kurę. Według tradycyjnych źródeł Święta Nino (apostołka i patronka Gruzji), która nawróciła Gruzję na chrześcijaństwo, zatrzymała się na modlitwę na najwyższym wzniesieniu Mcchety i postawiła na nim krzyż. Przejechaliśmy Drogą Wojenną łącznie 208 km, która jest głównym szlakiem komunikacyjnym wzdłuż Kaukazu. Nazywana również „jedną z najpiękniejszych górskich dróg na świecie”. Byliśmy na Przełęczy Krzyżowej na 2379 m n.p.m.. My również napotkaliśmy barierę na Drodze Wojennej…
A były nią stada owiec i krów. Było też 25 km jazdy drogą ….bez drogi!!!

Dzień 3

Rano mocno  padało i było zimno.

Wyjechaliśmy więc później około 10.00 i pojechaliśmy do Cminda Sameba – prawosławnego klasztoru położonego niedaleko wioski Gergeti w północnej Gruzji, w pobliżu miasteczka Stepancminda (dawniej Kazbegi). Kościół jest położony na wzgórzu, na wysokości 2170 m n.p.m., na lewym brzegu rzeki Terek, nad klasztorem góruje szczyt Kazbek.

Poza religijnym przeznaczeniem średniowieczny kościół służył jako kryjówka. Ukrywano w nim narodowy  skarb Gruzji. W czasie zagrożenia przywożono tu na przechowanie m.in. cenne relikwie z Mcchety. Potem przejechaliśmy częściowo Drogą Wojenną do Miasta Zakochanych niedaleko granicy z Azerbejdżanem. Zjechaliśmy z Drogi Wojennej i ostatnie 150 km jechaliśmy bocznymi drogami, około 50 km typową polną drogą z nawiezionym świeżo tłuczniem. Oj było trudno, bardzo.  Potem skończyła się droga, ponieważ remontowany jest  most, po którym było trzeba jednak przejechać.

Dzień 4

Rozpoczęliśmy w Sighnaghi (Mieście Zakochanych). Sighnaghi to wyjątkowe miasto, jak na Gruzję, bo czyste i zadbane. Jest malutkie- ma 1500 mieszkańców, ale pięknie położone. Kiedyś było twierdzą. Co ciekawe gospodarka Sighnaghi opiera się produkcji wina  i tradycyjnych dywanów. Te małe miasteczko ma równieżswoje zabytki: Sighnaghijską Twierdzę, dwie cerkwie – Świętego Jerzego oraz Świętego Szczepana.

Natomiast 2 km od Sighnaghi znajduje się Monastyr Bodbe z relikwiami Świętej Nino, miejsce pielgrzymek Gruzinów.

Następnie z Miasta Zakochanych pojechaliśmy do granicy gruzińsko- azerbejdżańskiej.  Przeszliśmy odprawę najpierw na granicy gruzińskiej, na której czekaliśmy trochę czasu. Paszporty, dowody rejestracyjne i prawa jazdy były skanowane.

Potem przejechaliśmy do granicy azerbejdżańskiej i tam było tak samo, ale jeszcze chcieli od nas wizy i każdego sfotografowano.  Policji wszędzie dużo, samochodów prywatnych bardzo mało.

Nas do miejsca noclegu 150 km eskortowała policja z przodu i z tyłu. Musimy tutaj jechać kolumną, bo tutejsza policja nas pilnuje. Policja ma bardzo dobre samochody!

Na granicy Azerowie zaglądali nam do kufrów i pytali o różne rzeczy, narkotyki, alkohol i….drona!

Dzień 5

Rano wyjechaliśmy z Saki kierując się do Baku- stolicy i największego miasta Azerbejdżanu.

Policja oczywiście przyjechała, aby nas eskortować.  Jechaliśmy raczej dobrymi drogami. Na drogach mało samochdów, te które jadą to dobre samochody- chyba wysokich urzędników państwowych albo bardzo stare lady lub żiguli rosyjskie. Benzyna to 1,50 manat za litr, a 1 manat to nie całe nasze 2 zł. Benzyna dla nas tania.

Policjant z samochodu eskortującego jest bardzo pomocny i pyta czy chcemy pojechać do Baku nową otwartą dwa miesiące temu drogą przez góry. Oczywiście skorzystaliśmy z tej propozycji. I rzeczywiście droga wiodła przez piękne miejsca Kaukazu.  Jechaliśmy półkami skalnymi, bardzo krętymi trasami. Cudne widoki! Trasa rzeczywiście niedawno została oddana.

Zajechaliśmy do Baku i to była noc w dobrym hotelu.

Dzień 6

Cały dzień w Baku. Rano byliśmy w Ambasadzie Polskiej. Pan Ambasador opowiadał o sytuacji geopolitycznej Azerbejdżanu i o trudnościach w nawiązywaniu kontaktów gospodarczych z powodu niechęci Azerów.

Niestety nie ma tutaj klasy średniej, są bardzo bogaci, którzy są potomkami komunistycznej elity i bardzo biedni, pracujący za grosze. Pensje nie są stałe i są bardzo małe. Zarabia się ok. 200- 300 manatów (jeden mandat to ok 2 zł). Dla porównania za obiad zapłaciłam 20 manatów!

Złożyliśmy kwiaty w Alei Szachidów, czyli miejscu gdzie pochowane są ofiary walki o niepodległość.

Popołudnie to zwiedzanie Baku, które jest 3 mln miastem z polskimi śladami- na głównej ulicy miasta jest klika okazałych budynków projektowanych przez Polaków.

Bardzo nowoczesne budownictwo miesza się ze stylem bizantyjsko-komunistycznym. Są to wielkie hotele i biurowce (najczęściej własności kilku rodzin). Stare miasto Baku jest bardzo ładne- wąskie uliczki, piękne kamienice. Do starego miasta prowadzi brama i tylko nieliczni mogą tam wjechać (my wjechaliśmy pod Ambasadę, która jest na starym mieście tylko dlatego, że policja nas eskortowała. Ruch jest duży, jeżdżą jak chcą – jak południowcy.

Ale mieliśmy szczęście! Spotkaliśmy Igora, który urodził się w Baku, ale świetnie mówi po polsku i to on nas oprowadził po Baku.

Są szkoły w Azerbejdżanie, w których językiem głównym jest azerski i są szkoły gdzie dzieci uczą się w języku rosyjskim (tak samo ze studiami). 👩‍🏫 Igor mówił, że ci rodzice, którym zależy, aby dzieci miały szansę w przyszłości zapisują dzieci do szkół rosyjskich, bo wtedy będą mogły wyjechać do Rosji i tam mieć pracę, bo tutaj niestety pracy brak. Emerytura na przykład byłej nauczycielki lub pielęgniarki to 200 manatów. (czyli około 400 zł). Dzieci do szkół chodzą ubrane w białe bluzki i czarne spódniczki lub spodnie (w małych miejscowościach też).

Dzień 7

Wyjechaliśmy ok. 10.00 z Baku oczywiście pod eskortą policji do Gandży- przeszło 400 km. Rano słonecznie i tak całą drogę. Zapytaliśmy policjantów czy jest coś ciekawego do zobaczenia w pobliżu drogi do Gandży (całe 400 km to droga szybkiego ruchu i to bardzo nudna, bo po obu stronach tylko piasek i niewielkie krzaczki). Oni nas poprowadzili do odkrytych 1950 roku grot skalnych z rytymi w skałach przez człowieka zwierzętami i ludźmi.

Osadę nazwano Qobustan. Należy ona do Parku Narodowego. Teren kulturowy parku został w 2007 roku wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Skały z tymi rytymi zwierzętami górują nad doliną. Jest z stamtąd piękny widok na Morze Kaspijskie z oddalonym platformami wiertniczymi.

Zrobiliśmy sobie później przystanek na obiad. Zamówiliśmy barszcz (tak kelner nazywał to danie). Okazało się, że przyniósł zupę z dużą ilością mięsa wołowego z kapustą, burakami, fasolą i cebulą – pycha!!!  Do tego kwaśna śmietana, ser kozi, owczy, pomidorowy sos.  Wszystko z wieloma ziołami. Trzeba przyznać, że nigdzie nie jadłam tak pysznie zrobionej wołowiny i jagnięciny, jak tutaj w Azerbejdżanie. Wieprzowiny nie jedzą. Gandży przywitała nas deszczem. Oryginalna nazwa miasta pochodzi najprawdopodobniej od perskiego słowa gandż, czyli „skarb”, „skarbiec”.  Według jednej z legend miasto zostało założone w miejscu odkrycia wielkiego skarbu, którego lokalizacja przyśniła się Muhammadowi ibn Khalidowi – arabskiemu władcy. Co ciekawe znajdują się tutaj 4 szkoły wyższe (uniwersytet, akademia rolnicza, pedagogiczna i techniczna). A na koniec dnia pyszne Sac ici dana.

Dzień 8

Wyjechaliśmy z Baku rano w słońcu, jak zwykle z obstawą Policji. Po dwóch godzinach byliśmy na granicy azerbejdzańsko – gruzińskiej. Wszystkich nas Azerowie ponownie  sfotografowali, ale byli mili i dość szybko obie granice przebyliśmy.

Potem udaliśmy się do Tbilisi (w mieście bardzo źle się jeździ, ponieważ „jeżdżą jak chcą”.  Byliśmy umówieni z przedstawicielami Polonii. Szefuje Polonii w Gruzji bardzo zacna osoba Pani profesor Maria Filina. W siedzibie Polonii zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie.

Dzisiaj w Tbilisi trudno było nam się poruszać, bo trwają próby przed świętem i mieliśmy szczęście zobaczyć te przygotowania. Wrażenie niesamowite. Gruzja została krajem niepodległym 101 lat temu dokladnie 26 maja. Niestety tylko na 3 lata. W 1921 roku Gruzja została zaatakowana przez Armię Czerwoną, spiesząca na pomoc gruzińskim bolszewikom, chcącym zbudować w Gruzji komunizm. Wojsko radzieckie (11 Armia) szybko opanowało cały kraj – na przełomie lutego/marca zajęło większość terenu Gruzji, w tym główne miasta, a potem rząd gruziński opuścił kraj i udał się na wygnanie do Turcji. Co ciekawe…
Charakterystyczni dla tego miasta są uliczni sprzedawcy warzyw i owoców. Ich stoiska są nietypowe. Duży blat przymocowanym
do wózka na kółkach. Sprzedawczyni ma duży wybór warzyw i owoców (ma też krzesło dla siebie). Zatrzymuje się co jakiś czas w ruchliwych miejscach miasta (na chodniku) i sprzedaje to co ma na wózku. Przez cały wieczór przez Tbilisi burze z deszczem. Na kolację jadłam chinkalii – pyszne danie gruzińskie, rodzaj pierogów z mięsem.

Dzień 9

Rano pojechaliśmy do Ambasady Polskiej w Tbilisi, aby zagłosować. Konsul powiedział, że spodziewają się ok. 400 osób głosujących. Wszyscy mieliśmy zaświadczenia i zagłosowaliśmy a potem spędziliśmy piękny i słoneczny dzień w Tbilisi. Wjechaliśmy kolejką linową na najwyższy punkt Tbilisi i warto było, bo widoki cudne na stare i nowoczesne Tbilisi.

Przy wyjeździe z Tbilisi pojechaliśmy pod pomnik Lecha Kaczyńskiego. Tam zamieściliśmy biało- czerwoną szarfę, na której zaznaczyliśmy naszą obecność.

Dojechaliśmy do Hachpat w Armenii na wysokości 1200m n.p.m. koło klasztoru ormiańskiego z VI wieku. Niesamowite wrażenie, ale drogi fatalne. Śpimy w ośrodku Eden (warunki raczej spartańskie). Gospodyni przygotowuje jedzenie z własnych warzyw. Jak dojechaliśmy na miejsce zaczął padać grad. Hachpat jest znane z X-wiecznego kompleksu klasztornego Hachpat zbudowanego za panowania króla Aszota III. Jest on wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO

Dzień 10

To było niesamowite, że na skrzyżowaniu górskich dróg spotkaliśmy Polaków. Młody człowiek, który mieszka na stałe w Szwajcarii jedzie  sam przez pół roku przez Armenie, Gruzję, Azerbejdżan i Iran- planuje zrobić ok. 35 tys. km oraz polsko- niemiecką parę, która na rowerach  przemierza Europę. Wspaniałe spotkanie, które trwało około godziny. Okazuje się, że Polacy to wyjątkowi ludzie, odważni i ciekawi świata.

Potem przejechaliśmy dość trudnymi drogami do Monastyru. Ważne jest to, że te świątynie zakładali i prowadzili chrześcijanie około X wieku czyli wtedy, gdy Polska przyjęła chrzest. Na tych terenach chrześcijaństwo było w rozkwicie. Te świątynie, wszystkie wpisane na listę UNESCO, świadczą o głębokiej wierze tych ludów. Szkoda, że tak trudno do nich dojechać, bo drogi naprawdę bardzo złe – szutr, dziury i trudne, ostre zakręty.

Tatev
Klasztor powstał w IX wieku na stromym i skalistym zboczu. Właśnie to położenie oraz mury okalające monastyr, nadają mu charakter obronny. Swoje lata świetności przeżywał głównie w średniowieczu. Niestety, trzęsienie ziemi w 1931 roku zniszczyło niektóre części kompleksu.

Najważniejszą budowlą klasztoru jest kościół św. Piotra i Pawła, umiejscowiony zresztą z centralnym jego punkcie. Wnętrze świątyni jest dość surowe i ciemne. Ściany wcześniej były pokryte freskami, jednak nie przetrwały one do naszych czasów.

Później pojechaliśmy w kierunku jeziora Sevan, położonego 1900 m.n.p.m. Przejeżdżaliśmy przez bardzo biedne wsie i miasteczka.

Armenia jest bardzo biedna, ale bardzo bogata w krajobrazy. Tutaj Kaukaz jest najpiękniejszy- kaniony, rzeki, góry w śniegu i w słońcu. Po południu dotarliśmy do miejsca noclegu nad samym jeziorem Sevan. Miejsce piękne, dobre jedzenie i mili ludzie. Mieszkam nad samym jeziorem (niestety temperatura wody to 6 stopni co nawet największych wielbicieli wody zniechęciło do pływania).

Dzień 11

Wyjechaliśmy rano w słońcu i pojechaliśmy do następnego kościoła ormiańskiego z IX wieku. Charakterystyczne jest to, że te wszystkie kościoły są nadal czynne, bo odbywają się w nich nabożeństwa i cały czas palą się świece.

Przez jakiś czas jechaliśmy wzdłuż  jeziora Sevan, które jest piękne o szmaragdowym kolorze. Jest to największe jezioro w Republice Armenii, a także największe jezioro Kaukazu i jedno z najwyżej położonych jezior świata. Należy do tzw. trzech mórz Armenii.

Potem pojechaliśmy zobaczyć najstarszy i największy cmentarz (z IX wieku). Jest tutaj ponad 800 chaczkarów, czyli płyt nagrobnych upamiętniających szczególne wydarzenia lub osoby.

Potem pojechaliśmy w góry. Droga była dość dobra, piękne widoki i wiele tzw. „agrawek”.

Byliśmy na 2440m n.p.m, a nasze miejsce noclegu to Goris na wysokości 1600 m n.p.m..

Tutaj dzieci mają cudne wielkie oczy.

Dzień 12

Stolica Armenii Erywań- to tutaj  trafiliśmy. Zatrzymywaliśmy się po drodze w miasteczkach i wsiach. Armenia to mały (3 mln mieszkanców) piękny kraj niewykorzystanych możliwości i biednych ludzi. Nie widziałam do tej pory żadnych nowych budynków, wszystko stare, rozsypujace się, drogi tragiczne, dziury na głównych drogach, a bocznych praktycznie nie ma bo pozostały kamienie i piasek. Samochody pamiętające minioną epokę. Ludzie sympatyczni ale bardzo ubodzy.

Waluta Armenii to Dram.

Po drodze mijaliśmy wiele stad krów  i owiec.  Trzeba przyznać, że o zwierzęta tutaj dbają, bo są dobrze odżywione i chodzą sobie swobodnie po drogach. Dzisiaj zupełnie przypadkiem trafiliśmy do restauracji na przedmieściach, w której jak przypuszczam po samochodach, rodzaju gości i sposobie odnoszenia się personelu, zjeżdża się bardzo wąska część społeczeństwa, koledzy powiedzieli, że mafia. Kobiet wśród gości nie było (oprócz mnie). Zjedliśmy tam obiad – był smaczny.

Dzień 13

Od rana pojechaliśmy na spotkanie z Ambasadorem Polski Panem Pawłem Cieplakiem.  Przyszła też na spotkanie Pani Liana, która ukończyła szkołę średnią w Gdańsku i świetnie mówi po polsku (od 2017r. funkcję prezesa „Polonii” pełni pani Liana Harutyunyan). Pan Ambasador opowiadał o trudnym życiu w Armenii i niestety ogromnej korupcji.

Liana zaprowadziła nas do najstarszej wytwórni win i koniaków. Właścicielem jest jeden z najbogatszych ludzi w Armenii.

Odwiedziliśmy też bardzo ważne miejsce dla Chrześcijan (tutejsza Częstochowa) – Katedrę w Eczmiadzynie wybudowaną na fundamentach pogańskiej bazyliki przez Grzegorza Oświeciciela w latach 301-303, zaraz po tym jak król Tiridates III jako pierwszy władca w historii przyjął chrześcijaństwo. Jest to najstarsza katedra na świecie. ⛪ Najcenniejszym skarbem przechowywanym w świątyni jest grot Włóczni Przeznaczenia, którą
przebito ciało Jezusa Chrystusa przed jego zdjęciem z krzyża.

Niestety do środka nie mogliśmy wejść ze względu na trwający remont. W około tej świątyni rosną piękne róże.

Byliśmy też w Mauzoleum Zagłady (Muzeum Genocydu) na Cicernakaberd poświęconym pamięci ofiar ludobójstwa Ormian w 1915 roku w czasie I wojny światowej. W środku płonie wieczny ogień. Złożyliśmy również kwiaty.

Pod koniec całego dnia w Erywaniu pojechaliśmy do Geghard, czyli najstarszego miejsca, w którym pierwsi Chrześcijanie w Armenii pracowali. Pierwsze kaplice i grobowce były wyryte w skałach. Potem wybudowano kościół przez który przepływa strumyk. Najstarsza część kompleksu to wykuta w skale, niedokończona kaplica Grzegorza Oświeciciela.

Dzień 14

Rano pojechaliśmy do Zvartnots Cathedral, czyli miejsca gdzie Armenia przyjęła chrześcijaństwo. Został zbudowany w czasach, gdy większość Armenii została niedawno opanowana przez muzułmańskich Arabów. Budowa katedry rozpoczęła się w 643 r.. Po arabskiej okupacji i nasilających się wojnach między bizantyńskimi i arabskimi armiami na wschodnich granicach, Nerses przeniósł patriarchalny pałac katolicki z Dvina do Zvartnotsa.

Jest stamtąd niesamowity widok na najważniejszą dla Ormian górę, czyli Ararat (wg. legendy na niej osiadła Arka Noego).

Potem pojechaliśmy w góry, gdzie na 2500 m n.p.m zwiedziliśmy ruiny zamku i kościół ormiański.

Następnie jechaliśmy wyżej i było coraz zimniej, trudniej i śnieżnie. Dojechaliśmy do Kamiennego Jeziora 3190 m n.p.m. (Kari Licz) . Jezioro zamarznięte, a w około dużo śniegu. Powietrze też rzadsze. Niesamowite widoki i piękne wrażenia.

Potem jechaliśmy tuż przy granicy z Turcją do Giumri, miasta okaleczonego przez trzęsienie ziemi w latach 90-tych. Po drodze widzieliśmy koczowników i ich jurty oraz stada, które pielęgnują.

Również bardzo często można na drogach wsi spotkać klatki z kurami (chyba na sprzedaż, ale nie widziałam kupujących). Trzeba przyznać, że bociany lubią Ormian, bo są wsie w których na każdym słupie jest gniazdo bocianie z lokatorami.

Dzień 15

Rano pojechaliśmy do granicy armeńsko-gruzińskiej. Odprawa poszła dobrze. Pytano nas tylko ile przewozimy alkoholu i papierosów, ale potem czekała nas bardzo trudna droga, bo przez 35 km jechaliśmy praktycznie po rozjeżdżonym przez tiry polu. Ogromne dziury, piach i kamienie. Przed wjazdem na „drogę” trzeba było wzmocnić niektóre kufry (najbardziej u kolegi Wiesia).

Przed granicą, jeszcze w Armenii, odwiedziliśmy dom polski i dom dziecka prowadzony przez siostry. Widzieliśmy też pokój, w którym nocował Papież Franciszek podczas swojego pobytu w Armenii. Jest jego wpis w książce domu dziecka.

Jadąc do miasta Kutaisi w Gruzji byliśmy w skalnym mieście. Wardzia jest największą atrakcją turystyczną regionu Mescheti. Do dziś zachowało się ponad 250 komnat oraz fragmenty sieci tuneli, korytarzy, schodów i systemu wodno-kanalizacyjnego.
Wardzia powstała w zachodniej ścianie głębokiego kanionu rzeki Mtkwari. Współczesna panorama przysporzyła jej określenia „plaster miodu”. Z daleka rzucają się w oczy setki kanciastych otworów, wyrytych w jasnej skale. Przed trzęsieniem ziemi w XIII w. cały zespół miejski był szczelnie ukryty wewnątrz masywu Wyżyny Eruszeckiej.

Po odzyskaniu niepodległości przez Gruzję, w Wardzii pojawiło się kilkunastu mnichów. Zajmują oni niewielką część ocalałego kompleksu. Cała reszta to otwarte dla turystów muzeum, które można zwiedzać za niewielką opłatą. W samej Wardzi brakuje dziś infrastruktury turystycznej, choć poza miastem skalnym jest jeszcze wiele do zobaczenia. Kilkaset metrów od wejścia do muzeum znajdują się gorące źródła. Z kolei w okolicznych zakamarkach kanionu rzeki Mtkwari znajduje się wiele grot, pieczar oraz kościółków wyżłobionych głęboko w skale.
Podróż do Kutaisi odbyła się przez cudny Kaukaz, jak zwykle z licznymi swobodnie spacerującymi stadami krów.

Dzień 16

Rano rozpoczęliśmy dzień z bardzo dobrym humorem. Po dobrym śniadaniu koledzy naprawiali motocykl Wiesia.

Potem pojechaliśmy do wąwozu, w którym pływaliśmy łódką.  Temperatura powietrza  37°C, a w wąwozie było cudownie chłodno. Następnie pojechaliśmy do wodospadu, w którym panowie zaliczyli kąpiel. Trudno było tam dojechać, ale udało się. Dojechaliśmy krętymi drogami do Mestii na wysokości 1500 m n.p.m. miasteczko jest bardzo ciekawe.

Dzień 17

Rano jedliśmy pyszne śniadanie w Mesti centralnym mieście Swaneti.

Tutejszy lud to Swanowie- mają swój język, swoje zwyczaje. Charakterystyczne są tutaj liczne wieże. Nazywane są one koszkami i są symbolem etnicznej odrębności Swanów. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak wieże obronne. I poniekąd jest to prawda tylko, że ich głównym celem nie była obrona przed najeźdźcami, a przed… sąsiadami, którzy chcieliby dopuścić się rodowej zemsty. Niższe poziomy wieży były zwykłym magazynem, a wyższe broniły przed sąsiadami. Są to najwyższe góry w Gruzji. Obecnie jest to ośrodek narciarski.

Po śniadaniu wyjechaliśmy bardzo krętymi drogami do Batumi.

Po drodze często zatrzymywaliśmy się, bo widoki naprawdę cudne.

W Gruzji na Kaukazie jest spoto tuneli. Są dość krótkie, ale bardzo źle się przez nie przejeżdża, bo są ciemne i wjeżdża się w mrok. Widzieliśmy sytuację, gdy w tunelu szły dwie krowy, które były zupełnie niewidoczne co sprawiało duży problem. Zajechaliśmy do Batumi, miasta nad Morzem Czarnym (była kiedyś popularna piosenka śpiewana przez Filipinki ” Batumi ech Batumi”). 🎶 Spotkaliśmy Panią Jolantę Hajdasz z mężem Bogusławem, która jest autorką trzech dokumentalnych filmów o arcybiskupie Antonim Baraniaku zwanym Żołnierzem Niezłomnym Kościoła. Wspaniałe spotkanie.

Dzień 18

Ranek w Batumi był słoneczny. Z Batumi pojechaliśmy do Kutaisi, ale po drodze zajechaliśmy do Jaskini Prometeusza. Jaskinia ogromna, robi duże wrażenie ilością
stalaktytów, stalagmitów, stalagnatów, pereł jaskiniowych, nacieków krasowych i kamiennych wodospadów.

Jaskinie odkryto 1984 roku. Naukowcy szukali jaskiń, które w przypadku wojny nuklearnej mogłyby służyć jako schrony.

Skąd wzięła się obecna nazwa? Micheil Saakaszwili uznał, że to właśnie tutaj mityczny tytan został przykuty na rozkaz Zeusa.

Z 17 odkrytych do tej pory sal, dla turystów udostępniono 6. Wszystkie są w bajkowy sposób oświetlone, a w niektórych słychać specjalnie dobrane kompozycje muzyczne.

Co ciekawe jedna z sal nosi nazwę Sali Miłości, gdzie wiele par powiedziało sobie sakramentalne TAK. Pod koniec dnia pojechaliśmy na rynek w Kutaisi.

Dzień 19

Wyjechaliśmy z Kutaisi po dobrym śniadaniu i pojechaliśmy do skalnego miasta w Uplisciche.

Zbudowane na lewym, skalistym i wysokim brzegu rzeki Kury. Powstanie budynków datuje się od V wieku p.n.e do późnego średniowiecza, są one mieszanką unikatowych stylów kulturowych Anatolii i Iranu, a także architektury pogańskiej i chrześcijańskiej.

Kiedyś funkcjonowało jako ważny ośrodek polityczny i religijny kraju. Podczas muzułmańskiego najazdu na Tbilisi w 8. i 9. stuleciu Uplisciche służyło jako główna forteca. Mongolskie najazdy w XIV wieku ostatecznie zdetronizowały miasto, które praktycznie zostało opuszczone.

Gdy wróciliśmy ze skalnego miasta na parking okazało się, że w Tomka motocyklu w tylnym kole nie ma powietrza. Panowie zabrali się za sprawdzanie co się stało.

Pojechaliśmy do pobliskiego Gori gdzie w warsztacie naprawiono oponę. Mieszkańcy z kamienic obserwowali nas bacznie.

Po naprawie pozostało nam 100 km do Tbilisi. Zatrzymaliśmy się jeszcze przy drzewie morwy. Owoce teraz są najsmaczniejsze i najedliśmy się do syta. Zakończyliśmy dzień w bardzo dobrych humorach. Okazało się, że w hostelu gdzie mieszkamy jest ogromny stół bilardowy. Panowie od razu zaczęli grać (jedni pierwszy raz inni już kiedyś probówali).

Dzień 20

Dwudziesty i ostatni dzień rajdu. Od rana po śniadaniu czekaliśmy na sygnał od firmy, która wzięła na siebie ciężar przewozu naszych motocykli do Polski. Długo nie odzywali się, więc pojechaliśmy zobaczyć, jak wygląda nazywany przez Gruzinów „targ stambulski”. Jest ogromny!!! Niesamowita ilość towarów i ludzi.

Ja z Izą przemierzyłyśmy wiele dróżek i uliczek na rynku w poszukiwaniu tradycyjnych szali gruzińskich z kaszmiru. I udało się.

Potem pojechaliśmy na odprawę celną, było dużo papierkowego załatwiania.

Potem czekanie na ciężarówkę i załadunek.

Wrócilismy do Warszawy z przygodami bo przez Kujow i Pragę, ale w znakomitych humorach. Rajd był cudny, wspaniałe widoki, wspaniali ludzie, pomocni przyjaciele. Dziękujemy Ci Rafale!!!!

Sprawozdanie wykonała                                                                                        Iwona Michałek